Straż pożarna prowadzi oględziny komina w elektrowni Kozienice. Chcą ustalić, czy można wydobyć z niego ciała ofiar wczorajszego wypadku.

Wewnątrz komina pracuje specjalistyczna grupa ratownictwa wysokościowego z Warszawy. Jej zadaniem jest sprawdzenie stanu technicznego komina i zabezpieczenie terenu przed elementami, które mogą z niego ewentualnie spaść. Od oględzin zależy, czy z komina można wydobyć ciała ofiar środowego wypadku. Taka decyzja będzie zależała od prokuratora - mówi rzecznik Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Kozienicach Waldemar Krakowiak.

Strażacy dostali się do komina ze śmigłowca - dzięki temu nie musieli się na niego wspinać. 

Do wypadku doszło wczoraj około godziny 13, podczas prac przy rozbiórce komina nr 3. Zginęły cztery osoby. To pracownicy firm zewnętrznych, którzy wykonywali roboty w środku nieczynnego komina. Wraz z platformą roboczą runęli z wysokości około 200 metrów. Ciała trzech ofiar znaleziono od razu. Czwartą osobę zlokalizowano na terenie rumowiska wewnątrz komina. Mężczyzna został przygnieciony ciężkimi elementami konstrukcji. Do wyciągnięcia ciał ma być użyty specjalistyczny sprzęt.

Śledztwo w sprawie wypadku prowadzi radomska prokuratura. Chce wyjaśnić m.in., czy doszło do naruszenia obowiązków BHP i narażenia pracowników na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, a jeśli tak, to kto ponosi za to winę.

W elektrowni jest budowany nowy blok - ma on być przekazany do eksploatacji w drugiej połowie 2017 r. Wykonawcą bloku jest konsorcjum firm Polimex-Mostostal i Hitachi Power Europe. Po wypadku prace modernizacyjne w elektrowni zostały przerwane.

Elektrownia Kozienice ma 10 wysokosprawnych bloków energetycznych o łącznej mocy 2908 MW i około 8-proc. udział w produkcji energii elektrycznej w Polsce. To największy krajowy wytwórca energii elektrycznej, wykorzystujący do jej produkcji węgiel kamienny. Zatrudnia ponad 2,3 tys. pracowników.

(mpw)