Prokuratura ma dziś zdecydować, kiedy śledczy będą mogli wejść do komina elektrowni Kozienice na Mazowszu. Oględziny po tragicznym wypadku zostały przerwane, bo życie policjantów i prokuratorów było zagrożone. Platforma zawieszona na wysokości 200 metrów runęła wczoraj na ziemię. Czterech robotników zginęło.

Teraz strażacy muszą wejść na komin z zewnątrz i sprawdzić wytrzymałość zaczepów stalowych lin, na których zawieszona była platforma z robotnikami. Po tym, jak runęła na dno komina, jest niebezpieczeństwo, że 300-metrowe liny także spadną - wtedy zagrożone byłoby życie pracujących na dole ludzi.

One uderzają o komin i powodują, że z góry spada cały czas różnego rodzaju materiał - mówiła nam Agnieszka Duszyk, prokurator okręgowa z Radomia.

Dopiero po ocenie sytuacji przez strażaków na dno komina specjalnym wejściem na dole dostaną się śledczy - dokończą oględziny i wydobędą ciała robotników, którzy zginęli.

Radomska prokuratura rozpoczęła już przesłuchania i przejęła całą dokumentację dotyczącą firm, które pracowały w kominie.

Elektrownia Kozienice jest położona na lewym brzegu Wisły, 75 km na południe od Warszawy, w odległości 12 km od Kozienic. Znajduje się w pobliżu Kozienickiego Parku Krajobrazowego - obszaru specjalnie chronionego. 

(j.)