Dopiero nad ranem udało się ugasić wiatrak prądotwórczy w Ciołkowie koło Gostynia w Wielkopolsce. Jedno ze śmigieł urządzenia wczoraj wieczorem zapaliło się, najprawdopodobniej po uderzeniu pioruna.

Po 12 godzinach ugaszono pożar łopaty wiatraka w Ciołkowie (pow. gostyński, woj. wielkopolskie). 

Nad ranem na miejsce przyleciał śmigłowiec gaśniczy z Bielska-Białej, który po napełnieniu zbiorników wykonał kilka zrzutów wody na instalację. Dopiero wtedy udało się stłumić płomienie.

Helikopter wykonał łącznie sześć "nalotów", zrzucając wodę na płonącą łopatę wiatraka. Sprawdzaliśmy sytuację przy pomocy dronów, także wyposażonych w kamery termowizyjne, byliśmy w środku i ocenialiśmy temperaturę - poinformował oficer prasowy Wielkopolskiego Komendanta Wojewódzkiego PSP bryg. Sławomir Brandt.

Gaszenie ognia z ziemi było wręcz niemożliwe, bo zarzewie znajdowało się na wysokości około 160 metrów.

Jest to poza zasięgiem naszego sprzętu, nawet poza zasięgiem najwyższego w Wielkopolsce wysięgnika poznańskiej Specjalistycznej Grupy Ratownictwa Wysokościowego, który był wykorzystywany np. w czasie gaszenia pożaru katedry w Gorzowie Wielkopolskim - relacjonował w poniedziałek wieczorem Brandt.

Na miejscu od wczoraj pracowało kilkanaście strażackich zastępów, w tym jednostka ratownictwa wysokościowego z Poznania.

Wysokość strat oszacowano wstępnie na około milion złotych. 


Opracowanie: