„Biednym jest się wówczas, gdy nie ma się pieniędzy nawet na jeden posiłek dziennie, opłaty na mieszkanie i podstawowe lekarstwa” – tak uważa 62 proc. Polaków. Jak rzeczywiście wygląda bieda w Polsce? Czy problem biedy w naszym kraju jest istotny? Oto wyniki badania Homo Homini przeprowadzonego na zlecenie Faktów INTERIA.PL.

Polacy pytani o kwestię biedy w naszym kraju w znacznej większości uważają, że za biedną można uznać tę osobę, której nie stać nawet na jeden posiłek dziennie. Ale czy tylko taką? Niekoniecznie. Za kolejną cechę charakterystyczną osób ubogich aż 50 procent respondentów uważa brak możliwości dokonywania podstawowych opłat, takich jak np. czynsz. Kolejną równie popularną odpowiedzią (45,1 proc.) była ta, w której deklarowano, że biedna osoba to taka, której nie stać na wykupienie wszystkich przepisanych przez lekarza leków.

W dalszej kolejności Polacy wymieniają brak finansów na opłacenie edukacji swoich dzieci (24,1 proc.), brak możliwości kupowania nowych ubrań i obuwia (14,9 proc.), a także brak funduszy na zakup własnego mieszkania czy domu (7,5 proc).

Niektórzy z badanych uznali, że za osobę biedną można uznać taką, której nie stać na to, aby pojechać na wakacje (5,3 proc.) i taką, której nie stać na kupno samochodu (2, 8 proc). 3,6 proc. ankietowanych miało problem z odpowiedzią na zadane im pytanie. 

To, jak bieda jest definiowana przez respondentów, zależy od kilku czynników. Po pierwsze, próg biedy jest zmienny w czasie i przy podnoszeniu się poziomu życia społeczeństwa również i on ulega przesunięciu. Po drugie, różne "oblicza" biedy wskazane przez respondentów są zapewne związane z ich własnym poziomem dochodów. Im wyższe dochody, a tym samym wyższy poziom życia, tym mniej okrutne jest oblicze biedy - tłumaczy w rozmowie z INTERIA.PL dr Grzegorz Foryś, socjolog i wykładowca na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie.

Dlatego dla ludzi o wyższych dochodach oznaką biedy będzie sytuacja, w której nie będą mogli wyjechać na wakacje lub kupić mieszkania. Po trzecie, nie bez znaczenia jest tu również grupa odniesienia dla danych respondentów. Żyjąc w określonym środowisku społecznym ludzie porównują swoją sytuację życiową z poziomem życia swoich sąsiadów. Im większy dystans pomiędzy ich własnym poziomem życia a poziomem życia ich sąsiadów, tym większe poczucie deprywacji i tym bardziej będą oni skłonni postrzegać własną sytuację jako gorszą od tej rzeczywistej, jednocześnie bardziej rozbudzone będą ich aspiracje - dodaje ekspert.

Doktor Foryś wyjaśnia również, że wskazania mówiące, iż bieda oznacza niemożność zakupu choćby jednego posiłku dziennie, są wyborem, który nawiązuje do społecznego wyobrażenia biedy.

W podobny sposób jest ona definiowana przez GUS, właściwie mówimy tu o ubóstwie. Odnosi się to wyobrażenie do sytuacji skrajnej, w której zagrożona jest ludzka egzystencja. Warto dodać również, że GUS posługując się różnymi wskaźnikami, podaje różne progi ubóstwa, takie jak na przykład ustawowa granica ubóstwa czy granica ubóstwa skrajnego - mówi socjolog.

Polecamy specjalny raport "JACY JESTEŚMY" na stronach portalu Interia.pl

"Biedni żyją wśród biednych"

43,4 procent ankietowanych, którzy zostali poproszeni o wskazanie, czy w ich kręgu znajdują się osoby, które żyją w ubóstwie odpowiadało, że tak. Więcej, bo 54, 9 proc. udzielało odpowiedzi przeczącej, a 1,7 proc. przyznało, że trudno im to określić.



Jak czytamy w raporcie, "biedni żyją wśród biednych". Z badania wynika, że im gorsze w ocenie respondentów są ich warunki materialne, tym częściej przyznają oni, że wśród ich znajomych znajdują się osoby, które żyją w ubóstwie.

Badani odpowiadali także na pytanie, jaka forma pomocy jest dla nich najbardziej atrakcyjna.

22,8 proc. z nich uważa, że jest to ta pomoc, którą można otrzymać bezpośrednio. Niewiele mniejszą popularnością cieszą się zasiłki i zapomogi (22,6 proc.).

Respondenci już rzadziej wskazywali na przykład na wsparcie za pośrednictwem organizacji pozarządowych czy fundacji. Tutaj tylko 17 proc. uważa taki rodzaj pomocy za skuteczny. Trochę częściej niż co dziesiąty zapytany (12,9 proc.) wskazuje na pomoc organizowaną przez Kościół np. Caritas. Jak się okazuje, badani nie docenili zupełnie szkoleń, które są organizowane dla osób bezrobotnych. Zaledwie 0,8 proc. uznało tę formę pomocy za właściwą.



Doktor Foryś w rozmowie z INTERIA.PL tłumaczy również, że to, jak definiujemy biedę zależy od tego, czemu ta definicja ma służyć.

Jak już powiedziałem, instytucje państwowe definiują biedę dość precyzyjnie odwołując się do twardych wskaźników, jak chociażby określając kwotę, poniżej której można ubiegać się o przyznanie świadczenia pieniężnego z pomocy społecznej. W ujęciu socjologicznym będziemy raczej mówić o biedzie w rozumieniu szerszym. Mówimy wówczas o ubóstwie absolutnym szerszym, czyli sytuacji niezaspokojenia potrzeb, które w danym społeczeństwie i w danym czasie są uznawane za minimalne - mówi.

Na pewno więc granica ubóstwa będzie zmienna w czasie. Ponadto, jak sądzę, należałoby wskazać w takiej definicji również kwestię indywidualnego odczucia biedy przez jednostkę. W kontekście ubóstwa mówimy wówczas o brakach takiego rodzaju i zakresu, że w ich efekcie niemożliwe jest zaspokajanie konkretnych potrzeb, a człowiek czuje się przez to poniżony, rozwój jego osobowości przeżywa kryzys i nie jest w stanie własnymi siłami go przezwyciężyć - uważa.

Socjolog dodaje, że w sensie socjologicznym ubóstwo będzie zatem miało charakter względny.

W podejściu względnym ubóstwo rozważane jest jako forma nierówności, nadmiernego dystansu między poziomem życia poszczególnych grup ludności: ubogie są te osoby, te rodziny, których poziom życia jest znacznie niższy niż poziom życia pozostałych członków danego społeczeństwa - podsumowuje ekspert. 

Katarzyna Krawczyk

(mpw)