- Podsłuchy i manie prześladowcze to, coś co kojarzy się z PiS-em - komentuje Donald Tusk. - To są bajki - ucina sprawę Jarosław Kaczyński. Dwóch premierów, były oraz obecny, i dwie odmienne reakcje na informacje o tym, że w latach 2005-2007 CBA, ABW i policja inwigilowały dziennikarzy. Wśród nich był także nasz śledczy duet Marek Balawajder i Roman Osica.

Zobacz również:

Donalda Tuska informacje o podsłuchach nie dziwią, bo skoro podsłuchiwali polityków to również dziennikarzy - stwierdza. Niestety, chyba wszyscy zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić, bo to, co kojarzy się z PiS-em, to przede wszystkim podsłuchy i takie manie prześladowcze, które każą się bać na przykład dziennikarzy (…) Ja jedno mogę tylko powiedzieć: nie jestem ciekawy o czym rozmawiacie po północy.

Czy takie rozmowy ciekawiły Jarosława Kaczyńskiego? Były premier odpowiadać na pytanie dziennikarzy chciał - zdaje się - zaprzeczyć. Podkreślamy, zdaje się, bo komentarz nie był zbyt wylewny. Nie mam zamiaru komentować bajek.

Kaczyński podkreśla, że śledztwo w tej sprawie zostało umorzone. Tutaj nie ma nic do komentowania, śledztwo zostało umorzone, a cała reszta to jest po prostu wstyd i nienawiść pewnych środowisk, które krzyczały o nadużyciach PiS-u i dzisiaj po prostu są kompletnie skompromitowane

W latach 2005-2007 ABW i CBA zbierały dane na temat rozmów telefonicznych co najmniej dziesięciorga dziennikarzy. Inwigilowano w ten sposób Romana Osicę (RMF FM), Marka Balawajdra (RMF FM), Monikę Olejnik (TVN 24 i Radio ZET), Cezarego Gmyza ("Rzeczpospolita"), Bogdana Wróblewskiego ("Gazeta Wyborcza"), Macieja Dudę ("Rzeczpospolita", "Newsweek"), Piotra Pytlakowskiego ("Polityka"), Wojciecha Czuchnowskiego ("Gazeta Wyborcza"), Andrzeja Stankiewicza ("Newsweek") i Bertolda Kittela ("Rzeczpospolita").

W przypadku reporterów RMF FM za czasów PiS ABW, CBA i policja skierowały aż 20 wniosków o wykazy ich połączeń telefonicznych i logowania telefonów do sieci. Z akt śledztwa w sprawie inwigilacji mediów wynika również, że służby wprowadzały w błąd prokuratora, twierdząc oficjalnie, że żadnych kontroli nie było.

Jak się okazuje kontroli operacyjnej poddane zostały również trzy telefony stacjonarne należące do RMF FM. Kontrolowany mógł być także faks. Co więcej, jak wynika z dokumentów znajdujących się w aktach śledztwa, służby w większości przypadków nie musiały w ogóle powiadamiać operatorów sieci telekomunikacyjnych o przeprowadzanych podsłuchach czy kontroli połączeń. Wszystko dzięki systemowi o nazwie "Finezja", który umożliwia służbom bezpośredni dostęp do połączeń.

Śledztwo w sprawie inwigilacji prowadziła prokuratura w Zielonej Górze. W maju tego roku zakończyło się umorzeniem "z powodu niewykrycia przestępstwa". Pozostały jednak materiały po tej sprawie.