„Dzieci z chmur” znają pokolenia mieszkańców Gniezna. To dzienna świetlica środowiskowa, która pomaga w nauce, bawi, integruje i daje cenne życiowe wskazówki. Pomaga nie tylko dzieciom, ale i ich rodzicom. W trudnych czasach dawała też schronienie, pożywienie i ciepło. Tak od pół wieku. Nad placówką zebrały się jednak nomen omen czarne chmury. Po audycie zleconym przez starostwo powiatowe, które zawiaduje świetlicą – pojawiła się poważna obawa o jej likwidację. W ocenie urzędników jest nierentowna i wymaga poważnej restrukturyzacji. Będziemy o nią walczyć do końca – zapowiadają bez chwili wahania rodzice podopiecznych świetlicy.

Jest piątkowe popołudnie, w przedostatnim dniu listopada. Trafiamy na ulicę Lecha 5 w wielkopolskim Gnieźnie. To pod tym adresem od ponad 50 lat działa świetlica środowiskowa "Dzieci z chmur". Nasza wizyta nie jest zapowiedziana, nie jesteśmy też z nikim umówieni, nie wiemy więc, czy uda nam się z kimkolwiek porozmawiać. Po otwarciu drzwi odzywa się przymocowany do nich metalowy dzwonek. Dla obecnych wewnątrz to znak, że ktoś się zbliża. Do przedpokoju przybiega gromadka uśmiechniętych dzieciaków - O, mikrofon RMF, dzień dobry! - witają z uśmiechami. W oczy rzucają się kolorowe kurtki na wieszakach, w wyznaczonym miejscu ułożone obok siebie szkolne tornistry i poustawiane w rządku buty. Już się baliśmy, że to ktoś z urzędu z wypowiedzeniami dla nas. Zapraszamy, niech pan wejdzie - mówią dyżurujący tu pedagodzy pani Kasia i pan Artur. Kiedy rozmawiamy, do świetlicy wchodzą kolejne dzieci. Wszystkich podopiecznych w danym dniu jest około dwadzieściorga. Pracownicy placówki i rodzice podopiecznych od kilku tygodniu żyli i w pewnym stopniu nadal żyją w niepewności. Po informacjach, które docierały do nich z urzędu, byli przekonani, że placówka zostanie zlikwidowana. Obawa była w pełni uzasadniona do czwartkowego wieczoru. To wtedy radni powiatu mieli głosować na sesji nad likwidacją "Dzieci z chmur". Ten punkt został jednak wycofany z porządku obrad. Związani ze świetlicą gnieźnianie odetchnęli więc z ulgą, ale jak się okazało - na krótko. Chwilę po zakończeniu czwartkowej sesji, starosta gnieźnieński Piotr Gruszczyński zapowiedział - Ja tę restrukturyzację i tak przeprowadzę.

"Placówka jest nierentowna"

Starosta gnieźnieński tłumaczy konieczność restrukturyzacji, wynikami przeprowadzonego niedawno audytu, z którego ma wynikać, że powiat jest wręcz na skraju bankructwa. Starostwa winą za taki stan rzeczy obarcza swoich poprzedników. W latach 2016-2018 doprowadzono do takiej sytuacji, że jesteśmy prawie powiatem w ruinie. (...) Myśmy sięgnęli teraz po bardzo profesjonalną firmę, która szykuje nam program ostrożnościowy, który będzie przyjęty przez radę. To, co nam przedstawiono wygląda dużo gorzej niż się pierwotnie wydawało. Nie mam możliwości wzięcia jakiegokolwiek kredytu, przede mną jest rozbudowa szpitala - mówi starosta Piotr Gruszczyński. Jak dodaje, utrzymanie "Dzieci z chmur" kosztowało powiat 300 tys. zł. rocznie, z czego 280 tys. to koszt wynagrodzeń pracowników. Zdecydowanie zmienię to. Przede mną spotkania z rodzicami i dyrektorami. Myślę, że ta świetlica może tak samo dobrze funkcjonować przy jednym etacie. W najbliższych dniach dojdzie do wręczenia wypowiedzeń - zapowiada Gruszczyński.

Świetlicę czeka więc restrukturyzacja na kilku płaszczyznach. Po pierwsze ma zacząć działać jako stowarzyszenie. Po drugie jej pracownicy mają zostać zatrudnieni w innej formie niż na pełen etat (urząd nie precyzuje jednak jaki rodzaj umowy zamierza podpisać z wychowawcami. Po trzecie ma zostać zniesiona funkcja dyrektora placówki, a dotychczasowy jej szef ma zostać zatrudniony w innej placówce opiekuńczo-edukacyjnej w powiecie. Wreszcie po czwarte - starostwo chce, by "Dzieci z chmur" przeniosły się do innej siedziby. Mimo że lokal w proponowanym miejscu jest większy, pracownicy mają poważne obawy co do jego utrzymania, chociażby pod względem ogrzewania. Roczna dotacja na prowadzenie placówki i wszystkie związane z tym koszty wynosi 30 tys. złotych.

"Jak można szukać oszczędności w kieszeniach najsłabszych?"

W sieci pojawił się film, w którym jeden z mieszkańców Gniezna, pan Bogdan opowiada historię swoich dzieci, które przychodziły do świetlicy. W symboliczny sposób autor i główny bohater nagrania bije głośnym dzwonkiem na alarm, po czym siada na murku przed wejściem do placówki i zwraca się do widzów: Wiecie gdzie jesteśmy? Jesteśmy w chmurach. Zmieniły się z takich białych baranków na burzowe i dzieje się rzecz straszna, wielka krzywda. To miejsce przez 50 ostatnich lat było azylem, przytuliskiem, było tym, co najlepsze ta społeczność potrafi dać swoim dzieciom. Brak mi słów, ja po prostu nie wiem jak się wyrazić o tym. Jak można szukać oszczędności w kieszeniach najsłabszych? Nie stać nas? Nie stać nas, żeby utrzymać coś, co żyło 50 lat?!?" - pyta w nagraniu Bogdan Bentyn, który nie jest jedynym mieszkańcem Gniezna, wyrażającym swój sprzeciw wobec urzędniczych planów. Inny z mieszkańców, pan Tomasz, opublikował w internecie list kierowany m.in. do partyjnych zwierzchników starosty gnieźnieńskiego z PO. Podnoszony przez Zarząd Powiatu Gniezno argument ekonomiczny, słabej kondycji finansowej samorządu, nie przemawia do obrońców "Dzieci z chmur". Pozbawienie kilkudziesięciu obecnych podopiecznych miejsca, w którym otrzymują ciepło i bezpieczeństwo może wywołać niepoliczalne skutki społeczne. Zagrożenie likwidacją świetlicy wywołało reakcję ludzi, pragnących by jej praca z dziećmi i młodzieżą była kontynuowana. Proszę nie dać się zwieść zapewnieniom starosty gnieźnieńskiego, że porozumiał się z rodzicami, mającymi założyć stowarzyszenie, które poprowadzi świetlicę. Czy rodzice, samodzielnie z trudem organizujący czas własnym dzieciom, będą w stanie zająć się trzydziestką nastolatków i młodszych? Pozostawiam bez odpowiedzi... - czytamy w liście.

Nagranie pana Bogdana: 

"To jest nasz drugi dom"

Pierwsi podopieczni "Dzieci z chmur" zaczynają zjawiać się w świetlicy wczesnym popołudniem, zaraz po zakończeniu zajęć w szkole. Przychodzą tu codziennie. Dzięki wsparciu pracowników placówki - jest im łatwiej w szkole, ale poznają tez wartości, które przydają im się na całe życie. Uczą się akceptacji i wzajemnej pomocy. Dowiadują się co to przyjaźń i szacunek. Świetlica pomaga jednak nie tylko dzieci i młodzieży, ale też ich rodzicom. W piątkowe popołudnie spotykamy tu panią Kingę, która na zajęcia po szkole przyprowadziła swojego syna Oskara. Oskar jest chory, jest opóźniony o cztery lata. Pani Kasia i pan Artur walczą o to, żeby on zaczął pisać, czytać. Mam taką pomoc i wsparcie, jak potrzebuję to przychodzę, rozmawiamy. Jest mi dzięki temu łatwiej, wiem, że Oskar jest tu w świetlicy bezpieczny. Syn przychodzi tu od sześciu lat i robi dzięki temu postępy w nauce. Nie wyobrażam sobie już życia bez tej świetlicy. Jako rodzice zebraliśmy się i będziemy walczyć o tę świetlicę i o pracowników. Jak będzie trzeba to będziemy zakładać to stowarzyszenie - mówi pani Kinga, mama 12-letniego Oskara.

Nie tylko odrabiamy tu lekcje. Dzieci przychodzą tu, żeby tez otrzymać od nas wsparcie. Często rozmawiamy z dziećmi. Wspólnie przeżywamy ich sukcesy i ich porażki, mamy dla nich czas, wspólnie gotujemy. Myślę, że dzieci tu bardzo dobrze się czują - mówi Katarzyna Barełkowska-Jakubska, pracująca w świetlicy jako wychowawca.

W czasie naszej wizyty w świetlicy dzieci mają czas na odpoczynek po szkole. W jednym kącie sali dwie dziewczynki ćwiczą kroki taneczne przed ekranem komputera. Pomaga im w tym specjalna gra. Kanały telewizyjne przegląda w tym czasie 16-letni Szymon. O połowę młodszy Rostik, który przyjechał z rodzicami z Ukrainy pomaga pani Katarzynie wycinać napis, który posłuży jako świąteczna ozdoba. O codziennym życiu w świetlicy opowiadają nam Samanta, która woli, kiedy mówi się do niej Sami, Szymek, Oliwka i Rostik.

Do rady powiatu w Gnieźnie trafiła petycja z podpisami 200 osób, które sprzeciwiły się zmianom w placówce. Nie została jednak rozpatrzona. Władze powiatu szans na dalsze funkcjonowanie placówki upatrują w partnerstwie z podmiotami biznesowymi i ewentualnych startach świetlicy, działającej już jako stowarzyszenie, w konkursach grantowych. Sugerują, by jej pracownicy wnioskowali o liczne dotacje na szczeblu lokalnym.  Czwartkową sesję rady powiatu śledzili gnieźnieńscy dziennikarze. Jeden z nich, Paweł Brzeźniak, przytoczył w swojej relacji wymianę zdań między starostą Gruszczyńskim, a wicestarostą Anną Jung, na kilka chwil przed wycofaniem z porządku obrad punktu dotyczącego głosowania nad likwidacją "Dzieci z chmur". W artykule czytamy: Przed ogłoszeniem decyzji w tej sprawie, starosta miał świadomość porażki podczas głosowania. Kiedy trwała przerwa, a mikrofony były włączone, powiedział do wicestarosty Anny Jung: "Ania, przegramy to" i mówił dalej o restrukturyzacji i zwalnianiu ludzi.

Opracowanie: