Za nami kolejny dzień procesu w sprawie głośnej tragedii, do której doszło w styczniu 2019 roku w Koszalinie. W tzw. "escape roomie" zginęło wówczas pięć nastolatek. Przed prowadzącym sprawę koszalińskim sądem okręgowym zeznawał strażak, który brał udział w akcji ratowniczej.

"Escape room" zwany również "pokojem zagadek" to pomieszczenie, w którym na własne życzenie zamykana jest grupa osób po to, aby odgadując przygotowane zagadki znaleźli klucz do wyjścia.

Strażak: Była duża temperatura i zadymienie

"Głos Koszaliński" poinformował, że tym razem zeznawał 34-letni Przemysław Piskorski, młodszy ratownik w Jednostce Ratowniczo Gaśniczej nr 2 Państwowej Straży Pożarnej w Koszalinie. Do tej pory jako jedyny ze strażaków zdecydował się ujawnić swoje dane i wizerunek.

Jak powiedział jadąc na akcję już słyszeli, że w budynku są prawdopodobnie trzy poszkodowane osoby. Jak zaznaczył panowały trudne warunki, bo była duża temperatura i zadymienie, które utrudniało działania. Jego zdaniem strażacy wiedzieli, że w środku mogą znajdować się butle z gazem oraz, że nie został odcięty prąd.

Zaryzykowali własnym życiem, żeby próbować uratować nastolatki

Zeznający przed sądem strażak powiedział, że on i koledzy wchodzili do pomieszczenia z narażeniem własnego życia. Potem relacjonował jak z kolegą wynieśli dwie dziewczyny. Strażak nie pamiętał, czy nastolatki dawały oznaki życia.

To ważny wątek, ponieważ rodzice tragicznie zmarłych dziewcząt mają wątpliwości, czy po ewakuacji dziewczynki w ogóle były reanimowane. Na dziś zaplanowano kolejną rozprawę.

W sprawie tej tragedii oskarżono cztery osoby. W tym organizatora escape roomu, jego matkę, babkę i byłego już pracownika. Wszyscy odpowiadają za umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru i nieumyślne doprowadzenie do śmierci pięciu dziewcząt, za co grozi do 8 lat pozbawienia wolności.