W poniedziałek rano niemieckie służby ratownicze rozpoczną poszukiwania polskiego płetwonurka, który zaginął w sobotę podczas badania wraku promu "Jan Heweliusz". Grupa polskich nurków zeszła pod wodę oglądać wrak. Jeden z nich, wbrew zakazom, wpłynął do wnętrza jednostki. Mężczyzny na razie nie odnaleziono.

Jak się dowiedział reporter RMF FM Paweł Żuchowski, policja przesłuchała już kapitana jednostki, który wypłynął z nurkami, instruktora oraz szefa szkoły nurkowej. Według naszych informacji wyjazd zorganizowała Centrum Nurkowania ze Szczecina. Wzięli w nim udział członkowie Klubu Sportów Podwodnych "Barakuda" w Stargardzie Szczecińskim. Organizator wyprawy poinformował na swoich stronach internetowych, że nurkowie posiadali odpowiednie uprawnienia.

Siedmiu nurków zeszło pod wodę w sobotę po godzinie 13. Jeden z mężczyzn oddalił się od grupy, a kontakt z nim został zerwany. Wszystko wskazuje na to, że mimo instruktażu, mężczyzna wpłynął do wnętrza promu. Poszukiwano go do wyczerpania zapasów powietrza.

Uczestnicy tego nurkowania powiadomili innych nurków, że stracili kontakt wzrokowy z jednym z nurków. Natychmiast rozpoczęła się akcja poszukiwawcza, jednak nie przyniosła ona żadnych rezultatów - powiedział naszemu dziennikarzowi Przemysław Kimon z zachodniopomorskiej policji:

Szkoły nurkowania bardzo często organizują wyprawy na wrak "Jana Heweliusza". Wdowy po marynarzach promu od lat domagają się zakazu takich wypraw. Jak mówią, to bezczeszczenie pamięci ofiar katastrofy. Posłuchaj relacji Pawła Żuchowskiego:

Prom samochodowo-kolejowy "Jan Heweliusz" wyruszył w swoją ostatnią podróż 12 stycznia 1993 r, o godz. 23.30. Około godz. 3.30, kiedy na morzu zaczął się sztorm, prom płynął wzdłuż wybrzeży Rugi. Około godz. 4.00, kiedy "Jan Heweliusz" minął północno-zachodni cypel wyspy, huragan uderzył w jego burtę z niespotykaną na Bałtyku siłą. Zginęło 55 osób. Uratowano zaledwie dziewięć.