Wyciągnięcia konsekwencji służbowych, włącznie z dymisją, żąda wobec dyrektora szpitala psychiatrycznego w Radomiu rzeczniczka praw pacjenta. Sam szef placówki, gdzie miało dojść do gwałtów, nie ma sobie nic do zarzucenia i twierdzi, że z funkcji nie zrezygnuje.

Rzeczniczka praw pacjenta chce odwołania dyrektora radomskiego szpitala psychiatrycznego, i to bez względu na efekty rozpoczętej dziś w placówce kontroli urzędu marszałkowskiego. Krystyna Kozłowska twierdzi, że już raz - po własnej kontroli we wrześniu - wniosła o odwołanie szefa szpitala. Kontrola zapowiedziana, więc zawsze wtedy ma się wątpliwości, czy - mówiąc kolokwialnie - wszystko nie zostało posprzątane - stwierdza Kozłowska.

Zaznacza, że w sprawie dymisji dyrektora radomskiej placówki zwróciła się już do urzędu marszałkowskiego.

Urząd komentując wniosek rzeczniczki, zapewnia, że nie wyklucza wyciągania konsekwencji służbowych. Jednak dopiero - jak podkreślają jego przedstawiciele - po zakończeniu kontroli. Wtedy okaże się, jakie to będą kroki i wobec kogo.

Dyrektor: Sprawa została wyolbrzymiona

Dyrektor szpitala Włodzimierz Guzowski - jak powiedział dziennikarzom - "nie ma sobie nic do zarzucenia". Nie zamierza też podawać się do dymisji. Zaznaczył, że sprawa została wyolbrzymiona. Prezentowane są informacje nieprecyzyjne i wyolbrzymione. (...) W całej sprawie nie można mówić o gwałcie, ewentualnie o molestowaniu, a czy to miało rzeczywiście miejsce, ustali sąd - zaznaczył. Jednocześnie jednak zadeklarował zadośćuczynienie dla ofiary molestowania seksualnego w podległej mu placówce. Jestem przerażony i zakłopotany. Wstydzę się tego, co się stało. Przepraszam pokrzywdzonych - dodał. Dyrektor zapowiedział również wszczęcie wewnętrznej kontroli.

Dyrektor powiedział, że z końcem maja odchodzi z pracy ordynator oddziału dziecięco-młodzieżowego, jedyny w szpitalu specjalista z zakresu psychiatrii dziecięcej. Lekarka zrezygnowała z pracy w lutym po opublikowaniu przez rzecznika praw pacjenta wyników kontroli przeprowadzonej w lecznicy jesienią ubiegłego roku. Najwięcej zastrzeżeń dotyczyło właśnie oddziału psychiatrycznego dla dzieci i młodzieży. Guzowski powiedział, że w związku z brakiem specjalisty z psychiatrii dziecięcej, oddział będzie działał tylko w ramach pobytu dziennego, a na noc pacjenci będą wracali do domu. W takiej formie oddział może funkcjonować w oparciu o psychiatrów dla dorosłych, psychologów i terapeutów.

Szpital pod lupą urzędników i psychiatry

Kontrolerzy twierdzą, że ich praca może zająć kilka dni. Do Radomia - poza inspektorami marszałka - pojechał ekspert w dziedzinie psychiatrii. Urzędnicy mogą badać jedynie procedury bezpieczeństwa, to, w jaki sposób personel opiekuje się pacjentami, czy jest wystarczająca liczba pracowników na oddziałach. Natomiast dokumentację medyczną sprawdzi właśnie psychiatra.

Ta kontrola jest prowadzona równolegle do śledztwa prokuratury. Śledczy ustalają, czy ktoś z personelu zaniedbał obowiązki i umożliwił wejście 16-latka na oddział, w którym nie miał prawa przebywać.

16-latek został wypisany z placówki, a sąd nie zastosował wobec niego żadnych środków zapobiegawczych. Nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, czy ten były już pacjent szpitala może stanowić zagrożenie. Dyrektor placówki Włodzimierz Guzowski z rozbrajającą szczerością przyznaje poza tym, że po wypisaniu pacjenta ze szpitala kontakt z nim się urwał. I - jak dodaje - nie czuje się winny całej sytuacji.

Śledztwo w bulwersującej sprawie

Sprawą gwałtu na 9-letnim chłopcu zajmuje się sąd rodzinny. Natomiast Prokuratura Okręgowa w Radomiu prowadzi śledztwo ws. ewentualnego niedopełnienia obowiązków przez personel placówki, Na razie nikogo nie przesłuchała, zbiera jedynie materiały.

Według zeznań matki chłopca, dziecko zostało dwukrotnie wykorzystane seksualnie przez 16-latka. W rozmowie z portalem ezachodnia.eu kobieta opowiadała, że zostawiła chłopca na obserwację w szpitalu przy ulicy Krychnowickiej w Radomiu po rozmowie z pedagogiem szkolnym. Jej syn miał problemy emocjonalne. Kiedy następnego dnia zadzwoniła do dziecka, ten zaczął płakać, mówiąc, że ktoś mu "zrobił krecika".

Początkowo nie chciał opowiedzieć, co się wydarzyło. Okazuje się, że 16-latek dwukrotnie brutalnie napastował dziecko. Chłopczyk bronił się, jak umiał - opowiadała matka. Niestety, tamten był silniejszy.