Po raz pierwszy od 20 lat stały fabryki i nie ukazywały się gazety. Nie jeździły pociągi ani komunikacja miejska, a szpitale gwarantowały tylko podstawową pomoc. Strajk był protestem związkowców przeciwko próbom zmian kodeksu pracy przez rząd Silvio Berlusconiego. Zmiany w prawie pracy ułatwiać mają zwalnianie pracowników.

Na wezwanie trzech największych central związkowych we Włoszech do protestu przystąpiło wczoraj kilkanaście milionów osób. Poza fabrykami nie działały wczoraj poczty, banki i supermarkety. Nie wychodziły gazety, a zamiast programów telewizyjnych nadawane były powtórki. Szkoły oficjalnie były otwarte, ale nauczyciele strajkowali więc dzieci pozostały w domach. Podobnie wyglądała sytuacja na uniwersytetach. Puste były też punkty poboru opłat na autostradach i większość biur. Na osiem godzin stanęły pociągi, lotniska i komunikacja miejska, a służba zdrowia zapewniała tylko "minimalny poziom usług". Szczególnie skomplikowana sytuacja panowała w wielkich miastach, gdzie ulice były zablokowane samochodami lub manifestującymi związkowcami. Posłuchaj relacji rzymskiej korespondentki RMF, Aleksandry Bajki:

Związkowcy protestowali przeciw rządowej polityce socjalnej, a zwłaszcza planom liberalizacji przepisów dotyczących zwalniania pracowników. Rząd uważa, że reforma prawa pracy jest konieczna dla uelastycznienia rynku pracy i dostosowania prawa włoskiego do norm UE. Związki zawodowe twierdzą natomiast, że planowane zmiany tylko ułatwią firmom zwalnianie pracowników.

rys. RMF

05:00