„Gazeta Wyborcza” dotarła do nieujawnianych wcześniej dokumentów sprawy Krzysztofa Piesiewicza. Znajduje się w nich druzgocąca ocena działań prokuratury przygotowana przez sąd. ‘Za niedopuszczalne uznać należy stwierdzenie winy osoby o nieposzlakowanej opinii, która całym swoim życiem dawała świadectwo wysokich kwalifikacji moralnych, wyłącznie na podstawie zeznania przestępcy i szantażysty” – czytamy na pierwszej stronie dziennika.

Jak pisze "GW", we wtorek zaczął się ponowny proces byłego senatora o posiadanie kokainy. Chodzi o sprawę z 2008 roku, nagłośnioną przez jeden z tabloidów, które opublikował przygotowane przez szantażystów materiały kompromitujące Krzysztofa Piesiewicza. Po tej aferze zasłużony adwokat i ceniony scenarzysta wycofał się z polityki i życia publicznego.

"Sądy, które w pierwszym procesie częściowo uniewinniły Piesiewicza wytknęły, że prokurator niewiarygodnych, zmieniających zeznania szantażystów zrobił głównymi świadkami oskarżenia. Wykorzystał też do oskarżenia opinię biegłego, który wagę i skład białego proszku ustalił tylko na podstawie zeznań szantażystek. Opisały one długość ścieżek z proszkiem, potem biegły usypał podobne z kokainy i zważył narkotyk. Sąd wytknął, że nieznane są mu takie praktyki badawcze" - czytamy w "Gazecie Wyborczej". Obrońcy Piesiewicza ujmują sprawę jeszcze ostrzej - mówią o naruszeniu przez prowadzącego sprawę prokuratora Józefa Gacka zasad etycznych.

Sam Piesiewicz, proszony przez "GW" o komentarz, nie odniósł się do ustaleń dziennika.

W czwartkowej "Wyborczej" także:

- Zapuszczony węgiel

- "Charlie Hebdo" znika z kiosków

- Seksafera w Zambrowie