Najpierw uderzył w autobus, a później staranował trolejbus. Policja namierzyła co prawda właściciela samochodu, który brał udział w kolizji i wypadku w samym centrum Gdyni, i zabezpieczyła auto, jednak wciąż nie udało się ustalić, kto siedział za kierownicą.

Kierowca osobowego samochodu najpierw na ulicy Władysława IV uderzył w miejski autobus, a później - uciekając z miejsca tej kolizji - już na ulicy Świętojańskiej zderzył się z trolejbusem. W wypadku ranna została jedna osoba. Kierowca, podobnie jak za pierwszym razem, uciekał także z miejsca tego zderzenia. Tym razem jednak pieszo, bo jego rozbite auto nie nadawało się już do jazdy.

Funkcjonariusze dotarli co prawda do właściciela samochodu, ale - jak się okazało - nie siedział on za jego kierownicą, kiedy doszło do wypadków. O szczegółach jego wyjaśnień policja nie chce mówić. Jak jednak zapewniają funkcjonariusze, będą analizować monitoring, by zatrzymać sprawcę.

Będziemy się posiłkować monitoringiem. Nie ma takiej opcji, żeby tego nie wykorzystać. Natomiast samo przejrzenie kamer, od pierwszej do drugiej, od drugiej do trzeciej, to także jest czas. A w takim mieście, w centrum, łatwiej się zgubić niż na jakimś uboczu. Łatwiej się po prostu wmieszać w tłum. Wykorzystamy monitoring, ale żadnej gwarancji nie ma, że po tym monitoringu go bezpośrednio namierzymy - mówi Michał Rusak z Komendy Miejskiej Policji w Gdyni.

Policjanci biorą pod uwagę to, że kierowca mógł nie mieć prawa jazdy. Poszukiwanie trwają, choć policjanci liczą także na to, że poszukiwany sam się zgłosi... kiedy wytrzeźwieje. Bierzemy pod uwagę taką wersję, że był nietrzeźwy. Jest to całkiem prawdopodobne, bo jego zachowanie wskazuje na to. Takie podejrzenie musimy mieć od razu - dodaje Rusak w rozmowie z reporterem RMF FM.