Dwóch lekarzy szpitala w Pszczynie zostało zawieszonych w związku ze śmiercią ciężarnej 30-latki – poinformowała dyrekcja placówki. Przypomnijmy, że kobieta zmarła na sepsę. Przed śmiercią miała relacjonować rodzinie, że lekarze przyjęli wobec niej "postawę wyczekującą", co wiązała z przepisami dotyczącymi zakazu aborcji.

Władze szpitala w Pszczynie poinformowały, że przeprowadzono postępowanie wyjaśniające, dokonano przeglądu procedur oraz sposobu działania oddziału.

"W związku z trwa­ją­cym postępowaniem, 5 listopada pod­jęto decyzję o zaw­iesze­niu real­iza­cji kon­trak­tów dwóch lekarzy, którzy pełnili dyżur w cza­sie pobytu pac­jen­tki w szpitalu. W chwili obec­nej lekarze nie pełnią w placówce swoich obowiązków" - napisano.

Szpital deklaruje otwartość na współpracę "z wszys­tkimi właś­ci­wymi organami pode­j­mu­ją­cymi dzi­ała­nia kon­trolne i wyjaśniające".

"Raz jeszcze przekazu­jemy rodzinie zmarłej pac­jen­tki szczere wyrazy współczu­cia i żalu" - napisano.

Głośna śmierć 30-latki

30-latka trafiła do szpitala we wrześniu. Była w 22. tygodniu ciąży. Według badań dziecko mogło mieć liczne wady. W pewnym momencie kobiecie odeszły wody.

"Uwaga" TVN dotarła do matki kobiety, która pokazała wiadomości od 30-latki. "Dziecko waży 485 gramów. Na razie dzięki ustawie aborcyjnej muszę leżeć. I nic nie mogą zrobić. Zaczekają, aż umrze lub coś się zacznie, a jeśli nie, to mogę spodziewać się sepsy. Przyspieszyć nie mogą. Musi albo przestać bić serce, albo coś się musi zacząć" - cytuje wiadomości pani Barbara.

Według radczyni Jolanty Budzowskiej, pełnomocniczki rodziny zmarłej pacjentka w trakcie pobytu w szpitalu w wiadomościach wysyłanych do bliskich relacjonowała, że "zgodnie z informacjami przekazywanymi jej przez lekarzy, przyjęli oni postawę wyczekującą, powstrzymując się od opróżnienia jamy macicy do czasu obumarcia płodu, co wiązała z obowiązującymi przepisami ograniczającymi możliwość legalnej aborcji".

Kobieta miała sygnalizować personelowi, że źle się czuje. 30-latka podkreślała, że nikt nie monitorował stanu jej zdrowia, ani stanu płodu, czekając aż płód obumrze. Kiedy wykazało to badanie USG, podjęto decyzję o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia. Podczas transportu 30-latki na blok operacyjny doszło do zatrzymania akcji serca. Kobieta zmarła.

Śledztwo w sprawie śmierci prowadzi Prokuratura Regionalna w Katowicach. Zamierza przeprowadzić dodatkowe badania oraz przesłuchać świadków, m.in. personel medyczny i osoby, które przebywały z pacjentką w jednej sali. 

Po śmierci 30-latki minister zdrowia zlecił przeprowadzenie kontroli w szpitalu w Pszczynie.

Wyrok TK w sprawie aborcji

Przepisy prawa dotyczącego aborcji zostały zmienione na skutek wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 roku.

Wcześniej obowiązująca od 1993 r. Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, zwana tzw. kompromisem aborcyjnym, zezwalała na dokonanie aborcji w trzech przypadkach: w sytuacji, gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety, gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego (gwałt, kazirodztwo) oraz w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. Jedynie ta ostatnia przesłanka została uznana przez TK za niekonstytucyjną. Przepisy nadal dopuszczają możliwość przerywania ciąży w przypadku, gdy stanowi ona zagrożenie dla życia i zdrowia kobiety, a także gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża jest skutkiem czynu zabronionego m.in. gwałtu.

Jak pisze OKO.press, przed rezydencją prezes TK Julii Przyłębskiej przyklejono klepsydrę 30-latki, która zmarła w Pszczynie. "Do tej śmierci doprowadziło polskie prawo antyaborcyjne. Ona też miała serce, która ciągle biło" - napisano.