Aż trzy sprawy toczą się w sądzie przeciwko właścicielowi barek, które zerwały się dwa dni temu w Krakowie i uderzyły w stopień wodny Dąbie. Już wiadomo, że były one źle zabezpieczone, dlatego porwał je silny nurt Wisły. Sprawy skierowane przez prokuraturę do sądu dotyczą wcześniejszej działalności biznesmena.

Prokuratura zarzuca mu to, że przez kilka lat wydobywał żwir z Wisły, bez żadnych budowlanych pozwoleń. Najcięższy zarzut mówi o sprowadzeniu niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób, gdyż urządzenia tam zmontowane znajdowały się między wiślanymi wałami. Zagrażały zdrowiu i życiu na wielką skalę, bo tamowały przepływ wody w międzywalu Wisły, czyli tam, gdzie w czasie powodzi powinna płynąć woda, a nie powinny stać żadne urządzenia, które zakłócałyby przepływ wody - powiedział Janusz Żbik, małopolski inspektor nadzoru budowlanego.

Nielegalną żwirownię udało się rozebrać, ale podatników kosztowało to aż 360 tys. złotych. Wspomniany biznesmen na razie cieszy się wolnością, a na brzegu Wisły w Krakowie ustawił bez pozwolenia kolejne urządzenia.