Dwanaście godzin wystąpień i debat, trzy konwencje i dwie deklaracje, a wszystko kosztem 10 milionów złotych i paraliżu komunikacyjnego w stolicy. Dziś po południu zakończył się warszawski szczyt Rady Europy.

Czy w związku z tym warto było organizować szczyt? Na to pytanie trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Z jednej strony, chciałoby się powiedzieć, że nie - bo to ogromne wydatki na wzniosłe słowa, które rzadko przynoszą wymierne efekty. Ale z drugiej strony, głowy państw muszą się gdzieś spotykać i ktoś to musi organizować. I tym razem padło na Polskę.

Najważniejszym przesłaniem warszawskiego szczytu było bardzo mocne i jednoznaczne wołanie o demokrację na Białorusi. Politycy porzucili w tej sprawie zwykły dyplomatyczny język i wprost mówili, że to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą, jest niedopuszczalne. Notoryczne łamanie wszystkich podstawowych zasad demokracji i praw człowieka jest nie do zaakceptowania - grzmieli dyplomaci. Mieszkańcy Białorusi w pełni zasługują na życie wolne, demokratyczne i sprawiedliwe.

W jakim stopniu słowa te dotrą do samych zainteresowanych, przekonamy się już w przyszłym roku, kiedy to na Białorusi odbędą się wybory prezydenckie. Białoruska opozycja ma nadzieję, że wybory przyniosą kolejną rewolucję na Wschodzie, tym razem fiołkową.

Ogromne koszty warszawskiego szczytu

Na koszty szczytu składa się m.in. wielki namiot dla prezydentów i premierów, mniejszy – dla dziennikarzy, setki kilometrów kabli, łączących dziesiątki komputerów i telebimów, darmowe telefony i wyżywienie oraz setki osób z obsługi.

Bardzo dużo musiały kosztować też rozdawane wszystkim gadżety: długopisy, ołówki, płyty, krawaty, apaszki, koszulki i tysiące stron broszur, ulotek i materiałów prasowych. Wiadomo, że miliony złotych pochłonęły też najdroższe hotele, w których spali uczestnicy szczytu, samochody dla delegacji i przyjęcia, jakie na ich cześć wydawano.

Spotkanie pochłonie też spore kwoty z budżetu policji czy Biura Ochrony Rządu – wchodzą w to koszty zabezpieczenia imprezy, zamknięcie ulic i sprowadzenia do stolicy dodatkowych policjantów.

W zamian na koniec szczytu dostaniemy trzy międzynarodowe konwencje i dwie deklaracje polityczne. Wszystkie te dokumenty liczą sobie 60 stron – zatem jedna „szczytostrona” kosztowała polskiego podatnika około 166 tys. złotych...