Pakt Ribbentrop-Mołotow był koniecznością – mówił w wywiadzie dla słowackich mediów prezydent Rosji Władimir Putin. Polakom ta „konieczność” kojarzy się jednoznacznie: z IV rozbiorem Polski w 1939 roku.

Na mocy układu Rosjanie i Niemcy podzielili ziemie Polski, Łotwy, Litwy, Estonii, Finlandii i Rumunii po ich zajęciu. Linia graniczna ZSRR i Rzeszy miała przebiegać na terenach państwa polskiego wzdłuż rzek: Narew-Wisła-San. Był to jeden z najbardziej zbrodniczych układów w historii, doprowadził do agresji dwóch potężnych sąsiadów na Polskę i aneksji krajów nadbałtyckich. Miesiąc po układzie ZSRR i Niemcy podpisały układ o przyjaźni, a obaj tyrani wspólnie zrozumieli, że mają wolną rękę w masowym mordowaniu Polaków, Żydów, Bałtów i innych narodów. To, co jednak dla historyków jest jasne, dla rosyjskiego prezydenta takie jednoznaczne już nie jest.

W wywiadzie dla słowackich mediów, Putin wprost usprawiedliwił pakt. Jego zdaniem został on podpisany w pewnych historycznych okolicznościach po to, by zapewnić bezpieczeństwo zachodnim granicom ZSRR. Putin uważa, że Moskwa nie miała wyboru i musiała podpisać pakt z Niemcami:

Co na słowa prezydenta Putina mówi minister spraw zagranicznych?:

Zdaniem historyków, taka neostalinowska wizja świata świadczy o odrodzeniu się w Rosji imperialnego spojrzenia na historię. To kolejny też przykład na to, że rosyjskie władze chorobliwie boją się zmierzenia ze zbrodniczą przeszłością kraju. Taka wizja historii ponownie każe zapytać o sens udziału polskich władz w obchodach końca wojny w maju w Moskwie. A jeszcze kilkanaście lat temu, w czasach Michaiła Gorbaczowa, Moskwa wstydziła się mówić o sojuszu niemiecko-radzieckim. Dziś Rosja nie tylko się nie wstydzi, ale i coraz częściej powtarza propagandowe kłamstwa. Te o pakcie Ribbentrop-Mołotow i te o Jałcie, która – wg Moskwy – dała Polsce „wolność i demokrację”.