Już jesienią, kiedy pojawiły się pierwsze doniesienia o możliwym zagrożeniu ptasią grypą, spadła w Polsce sprzedaż mięsa drobiowego. Podobne reakcje były w innych krajach europejskich, gdzie stwierdzono przypadki choroby.

Po tym, jak zaczęło napływać coraz więcej informacji na temat zachorowań, polski rynek drobiarski przeżył tąpnięcie – ceny spadły nawet o 40 procent, o około 8-10 procent zmniejszyło się także spożycie drobiu.

Zobacz również:

To, co stanie się teraz, zależy od tego, czy skończy się na jednym przypadku zarażonego łabędzia, czy też pojawia się kolejne ogniska choroby. - Jeżeli ognisk będzie więcej, zamyka się granice. Dzisiaj, przy eksporcie 200 tysięcy ton za granicę, jeżeli to pozostanie na rynku krajowym, to będzie powodowało straty - mówi Lech Kawski z Krajowej Rady Drobiarstwa.

Przetwórstwem drobiu zajmuje się w Polsce 360 zakładów, hodowlą z kolei – ponad tysiąc ferm i 800 tysięcy rolników. Rządowe odszkodowania – gdyby doszło do wybijania stad – dostaną tylko hodowcy. Przetwórcy muszą się pogodzić z tym, że jest to ryzyko ekonomiczne.

Zobacz również:

Problemy mają już przedsiębiorcy z Niemiec, gdzie straty po pojawieniu się ptasiej grypy i spadku zainteresowania drobiem liczy się w dziesiątkach milionów euro. Setki tysięcy ptaków wybito w Rosji i w Turcji. Mniej kurczaków sprzedaje się także we Włoszech – popyt spadł o 70 procent.