Kierowca polskiego autokaru, który w sobotę miał wypadek w miejscowości Dobra Niva pod węgierską granicą, nie zachował bezpiecznej odległości od jadącego przed nim samochodu. Jak dowiedział się reporter RMF FM Maciej Pałahicki, takie są wstępne ustalenia słowackiej policji. W wypadku ranne zostały 34 osoby.

Na razie jest jednak jeszcze za wcześnie, żeby winę za spowodowanie wypadku jednoznacznie przypisywać kierowcy. Nie jest to prawdą, określenie przyczyny tego wypadku i winy za jego spowodowanie są ciągle w fazie dochodzenia. Został powołany ekspert z wydziału ruchu drogowego, który będzie badał, jak doszło do tego zdarzenia. Uważa się jednak, że polski kierowca nie zachował bezpiecznej odległości od poprzedzającego go samochodu, ale z jakiego powodu - to dopiero trzeba będzie zbadać - mówi Maria Faltaniowa ze słowackiej policji.

Słowacka policja na razie ustaliła sam przebieg wypadku. Twierdzi, że polski kierowca odbił kierownicą mocno w prawo, chcąc uniknąć zderzenia z jadącym przed nim samochodem, który skręcał w lewo. Kierująca samochodem Słowaczka zatrzymała się, żeby ustąpić pierwszeństwa jadącemu z przeciwka. Wtedy polski autobus zjechał z drogi i przewrócił się na bok.

W sobotę przed południem autokar wiozący studentów geografii z Uniwersytetu Śląskiego do Turcji miał wypadek w miejscowości Dobra Niva niedaleko Bańskiej Bystrzycy. Po gwałtownym hamowaniu autokar stoczył się z pięciometrowej skarpy. Autobusem podróżowało 68 osób.