Zarzut spowodowania wypadku drogowego może usłyszeć Norweg, którego auto wjechało w tłum widzów podczas pokazu unikatowych, najdroższych i najmocniejszych samochodów świata - Gran Turismo Polonia w Poznaniu. Rannych zostało 17 osób, w tym dwoje dzieci.

Norweg będzie przesłuchany dopiero jutro. Dzisiaj prokuratorzy muszą przesłuchać świadków zdarzenia i organizatorów pokazu. Z informacji, do których dotarła nasza dziennikarka, wynika, że biegli muszą przygotować opinię dotyczącą samochodu norweskiego kierowcy, a to wszystko potrwa.

Rzeczniczka prokuratury okręgowej w Poznaniu Magdalena Mazur powiedziała nam, że dopiero po zebraniu całego materiału dowodowego w tej sprawie śledczy zdecydują, czy postawić Norwegowi zarzut spowodowania wypadku czy katastrofy drogowej.  

W sumie rannych zostało 17 osób, w tym 4 ciężko. Wśród poszkodowanych jest dwoje dzieci. W tej chwili w szpitalach przebywa jeszcze pięcioro rannych, pozostali po opatrzeniu zostali wypuszczeni do domów.

Kierowcy nic się nie stało, w chwili wypadku był trzeźwy, a organizatorzy pokazu podkreślają, że to doświadczony kierowca. Norweska gazeta internetowa "Adressa" pisze, że kierowca w chwili wypadku jechał z prędkością 70-100 km na godzinę.

Tragiczny wypadek na oczach setek widzów

Około godziny 16 Norweg, kierujący samochodem koenigsegg, stracił panowanie nad kierownicą. Na prostym odcinku drogi samochód uderzył w krawężnik, odbił się od niego i wjechał w widzów.

To doświadczony kierowca, który od lat kieruje pojazdami sportowymi - mówił na zorganizowanym w niedzielę wieczorem briefingu jeden z organizatorów imprezy Peter Ternstroem. Zaznaczył, że od wielu lat organizowania imprezy jest to pierwszy wypadek w jej historii. W tym roku Gran Turismo Polonia zorganizowano w Poznaniu po raz dziewiąty.

Norweskie media z wielkim przejęciem opisują - jak same podkreślają - "tragiczny i wstrząsający" wypadek. Kanał norweskiej telewizji TV2 na swojej stronie zaznaczył, że wypadek był straszny zwłaszcza że wśród ofiar były dzieci.

Na łamach dziennika "Dagbladet" współwłaściciel szwedzkiej firmy Koenigsegg Norweg Bard Eker zdradził, że zna kierowcę i właściciela fatalnego samochodu. To straszne i tragiczne, lecz takie rzeczy się zdarzają podczas pokazów szybkich aut; uczestniczą w nich nie zawodowi kierowcy, ale właściciele wyścigowych samochodów, którzy nie maja doświadczenia w wyczynowej i niestety dlatego odpowiedzialność leży po ich stronie - dodał.