Tylko Donald Tusk będzie reprezentował Polskę na spotkaniu Rady Europejskiej w Brukseli. Do Lizbony pojedzie premier i prezydent, a polskiej delegacji będzie przewodniczył Lech Kaczyński. Tak kończy się najnowszy spór na linii rząd – Pałac Prezydencki.

To nie jest kwestia przekonania, tylko troski o interes państwa, troski o to, by unikać sytuacji, które by mogły źle wpływać na wizerunek Polski za granicą - powiedział minister w Kancelarii Prezydenta Michał Kamiński.

Tusk postawił na swoim

Spotkanie premiera z prezydentem w Pałacu Namiestnikowskim trwało nieco ponad godzinę. Donald Tusk wyjechał bez słów i jest już w drodze do Paryża. Jak się dowiedzieliśmy, to właśnie szef rządu postawił na swoim.

Premier uważał, że to nie prezydent, a rząd powinien reprezentować Polskę w Brukseli. Lech Kaczyński chciał jednak w tym spotkaniu uczestniczyć. Obaj panowie poszli na kompromis i pojutrze w Brukseli będzie tylko premier, a jutro w Lizbonie, na ceremonii podpisania unijnego Traktatu Reformującego, będzie i Lech Kaczyński i Donald Tusk. Posłuchaj relacji reporterki RMF FM Agnieszki Milczarz:

Polityka zagraniczna - inne opakowanie, podobna zawartość

To kolejny konflikt na linii prezydent-premier. Jego istotą nie jest kierunek polskiej polityki zagranicznej, a zasady rządowo–prezydenckiej kohabitacji: kto w jej ramach ma być decydentem i wykonawcą działań w obrębie polityki zagranicznej oraz jak ta polityka ma wyglądać. Różnice nie są, jak się wydaje, fundamentalne.

Nowy rząd nie mówi już o „twardej postawie” czy „zaciekłej obronie polskich interesów”, a raczej o cierpliwym negocjowaniu kwestii spornych. W przypadku Gazociągu Północnego prezydent mówi, że jest on dla nas poważnym zagrożeniem, a premier o tym, że jego budowa jest niekorzystna. Obaj nie chcą, by powstał, co dowodzi, że cele zwaśnionych stron są jednakowe, ale sposoby ich realizacji bardzo różne.