Nic nie mamy, ani rzeczy, ani dokumentów - mówi w rozmowie z nami pani Monika, którą jedna z około 180 osób ewakuowanych po wczorajszym pożarze na greckiej Kefalonii. "Zostaliśmy wywiezieni na drugi koniec wyspy, nie wiemy nawet, gdzie jesteśmy" - mówi nam pani Monika.
Zaczęło się palić po drugiej stronie ulicy od naszego hotelu, więc podstawili nam autokar, że wezmą nas na wycieczkę do stolicy, żebyśmy nie wdychali tego pyłu - opowiada.
Nie było czasu zebrać wszystkiego, po prostu wciskali do aut i nas wywieźli. Nic nie mamy, rzeczy ani nic. Masakra - dodaje.
Greccy strażacy od środy walczą z ogniem na Kefalonii. Płoną zalesione wzgórza niedaleko jednej z miejscowości turystycznych greckiej wyspy.
Biuro podróży zapewnia, że Polacy zostali przewiezieni do innego hotelu, oddalonego od miejsca pożaru.
(az)