Co najmniej 1,5 tys. polskich żołnierzy weźmie udział w misji wojskowej w Iraku. Wczoraj minister obrony zadeklarował udział kolejnych 1,5 tys. żołnierzy w unijnych siłach szybkiego reagowania. To w sumie ponad 3 tys. osób - dwa razy więcej niż w tej chwili bierze udział we wszystkich międzynarodowych misjach na świecie.

Ministerstwo Obrony twardo broni swoich decyzji, twierdząc, że to wysiłek, na który warto się zdobyć. Płk Eugeniusz Mleczak, rzecznik resortu, tłumaczy, że deklaracja MON-u wcale nie oznacza, że w kraju ubędzie nam 3 tys. żołnierzy: Siły wyznaczone do sił reagowania UE pozostają na miejscu i są tylko utrzymywane w gotowości, ewentualnie do użycia.

Rzecznik dodaje, że żołnierze, którzy wyjadą do Iraku, to zaledwie 1 proc. całej naszej armii.

Ubytek liczbowy rzeczywiście nie jest znaczny, ale organizacyjny – owszem. Do wyjazdu szykują się bowiem wybrani żołnierze z kilku wyspecjalizowanych jednostek, a w Polsce ktoś ich będzie musiał przecież zastąpić. Byłoby o wiele lepiej, gdyby Polska dysponowała brygadą przygotowaną, jako całość, żeby tam jechała i służyła, ale wtedy musiałaby być druga brygada, która w warunkach pokoju w Polsce już przygotowywałaby się do zmiany - mówi Bronisław Komorowski, były szef MON-u.

Stworzenie takich sił wymagałoby jednak reorganizacji i zmodernizowania całej armii. To jednak rządowi nie przychodzi tak łatwo, jak rozsyłanie polskich żołnierzy po całym świecie. Pozostaje jedynie nadzieja, że to rzeczywiście wysiłek, na który warto się zdobyć...

Foto: Archiwum RMF

17:40