Teka wicepremiera i kilka ministerstw to cena, jaką PiS będzie musiał zapłacić za stabilną większość w Sejmie. Samoobrona na razie nie wskazuje konkretnych resortów, ale pole jej zainteresowania jest ogromne: praca i polityka społeczna, gospodarka, rolnictwo, infrastruktura, środowisko.

Zamierzenia PiS trudno w tej chwili sprecyzować, ponieważ politycy tej partii na żadne polityczne tematy się nie wypowiadają. Nie chciałbym dzisiaj nic komentować - tak brzmi odpowiedź na wszystkie pytania.

Jeśli chodzi o inne niż koalicja scenariusze to wyrastają one jak grzyby po deszczu. Ich cechą wspólną jest jednak spore natężenie rozpaczliwości. Na szachownicy politycznych planów sytuacja wygląda tak, że gdziekolwiek nie przesunie się król jest szach i mat. I tak trwanie w Sejmie bez większości – licząc na to, że prezydent z wysokości swojego autorytetu będzie w stanie przekonać inne partie do popierania ustaw, bo taki pomysł również się pojawił - grozi tym co jest teraz.

Podanie rządu do dymisji i rezygnacja z długiej procedury trzech kroków – bo pojawiają się interpretacje, że jest to możliwe – pozwoliłoby co prawda na szybkie wybory, ale jednocześnie oznaczałoby przyznanie się do tego, że rząd wcale tak dobry nie jest. Wejście Samoobrony do rządu grozi z kolei odejściem kilku obecnych ministrów, a być może nawet premiera, czyli szach i mat.