Policja wyjaśnia szczegóły zajścia z udziałem posła PSL Dariusza Dziadzio. Parlamentarzysta w nocy z soboty na niedzielę pod jednym z hoteli w Rzeszowie utrudniał policjantom interwencję. Według funkcjonariuszy był nietrzeźwy. Między innymi groził im i ich popychał. "Jeśli ktokolwiek poczuł się zgorszony tym zdarzeniem, serdecznie przepraszam" - oświadczył poseł.

Policja wyjaśnia szczegóły zajścia z udziałem posła PSL Dariusza Dziadzio. Parlamentarzysta w nocy z soboty na niedzielę pod jednym z hoteli w Rzeszowie utrudniał policjantom interwencję. Według funkcjonariuszy był nietrzeźwy. Między innymi groził im i ich popychał. "Jeśli ktokolwiek poczuł się zgorszony tym zdarzeniem, serdecznie przepraszam" - oświadczył poseł.
Policja bada zajście z udziałem nietrzeźwego posła /Zdj. ilustracyjne /Archiwum RMF FM

O prowadzonym postępowaniu, nie podając jednak personaliów posła, poinformowała rzeczniczka prasowa podkarpackiej policji Marta Tabasz-Rygiel. Nazwisko parlamentarzysty ustaliły media.

Jest prowadzone postępowanie pod kątem naruszania nietykalności cielesnej funkcjonariusza i zmuszania do zaniechania czynności służbowych. Przesłuchujemy świadków, będą zabezpieczone monitoringi - powiedziała rzeczniczka podkarpackiej policji.

Według rzeczniczki, po godz. 3 nad ranem w niedzielę policjanci podjęli interwencję wobec nietrzeźwego, który awanturował się w recepcji hotelu. Wtedy podszedł do nich 40-letni mężczyzna.

Krzyczał na policjantów, przeszkadzał im w czynnościach. Nie chciał odejść. Pchnął jednego z funkcjonariuszy. Mężczyzna był pod wyraźnym wpływem alkoholu. Zachowywał się agresywnie, ubliżał policjantom, groził im, nie reagował na polecenia - tak opisała przebieg zajścia Tabasz-Rygiel.

Jak zaznaczyła, w konsekwencji wobec awanturującego się mężczyzny użyto siły fizycznej i założono mu kajdanki. Potem radiowozem został przewieziony do izby wytrzeźwień. Tam po wylegitymowaniu okazało się, że jest posłem. W związku z tym "odstąpiono od izolowania go w izbie wytrzeźwień i odwieziono go do miejsca zamieszkania, przekazując rodzinie" - podkreśliła Tabasz-Rygiel.

Sam Dziadzio wydał oświadczenie, w którym potwierdził, że doszło do "incydentu z jego udziałem". Jak napisał, nie tłumaczy się "słynną chorobą filipińską", ale - jak zapewnił - prawa nie złamał.

"W odpowiedzi na publikacje prasowe dotyczące incydentu z moim udziałem chciałbym zaznaczyć, że wieczorem z 25 na 26 września (policja podkreśla, że do incydentu doszło w nocy z 26 na 27 września - PAP) byłem na prywatnym spotkaniu, nie prowadziłem samochodu, a swoim zachowaniem w żaden sposób nie złamałem prawa. Nie tłumaczę się słabym dniem, pustym żołądkiem, czy słynną chorobą filipińską. Jestem zdania, że poseł to nie święta krowa, ale to też człowiek. Jednocześnie zaznaczam, że nie wnoszę żadnych zarzutów do działań policji, która wykonywała swoje obowiązki" - napisał poseł.

"Jeśli ktokolwiek poczuł się zgorszony tym zdarzeniem, serdecznie przepraszam" - dodał.

Za naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza policji oraz "zmuszanie go przemocą lub groźbą do zaniechania czynności służbowej" grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności. Oskarżenie może nastąpić jednak dopiero z chwilą, gdy posła przestanie chronić immunitet.

Obecna kadencja parlamentu kończy się jesienią. Dziadzio kandyduje jednak do Sejmu ponownie, z trzeciego miejsca listy PSL w okręgu rzeszowskim. Do klubu Polskiego Stronnictwa Ludowego dołączył w trakcie kadencji Sejmu. Do parlamentu dostał się z listy Ruchu Palikota.

(j.)