Prokuratura w Lublinie, która przejęła śledztwo w sprawie brudnych strzykawek w szpitalu w Radomiu, ma dzisiaj przesłuchać pierwszych świadków. Według informacji RMF FM ma być wśród nich przedstawiciel dystrybutora sprzętu.

Główna sprawa, to dlaczego dystrybutor, personel szpitala, czy wreszcie jego dyrekcja, nie powiadomili odpowiednich służb, mimo że mieli taki obowiązek. Ważne jest też ustalenie, ile zanieczyszczonych strzykawek trafiło na rynek i do których szpitali - prasa mówi nawet o 16 placówkach. Wreszcie pytanie, czy wszystkie zostały wycofane, czy nie doszło do ich użycia.

Z lubelską prokuraturą telefonicznie skontaktował się syn kobiety, który twierdził, że u matki doszło do zakażenia, ponieważ zrobiono jej zastrzyk właśnie taką strzykawką. Kobieta została poproszona o jak najszybsze złożenie zeznań w miejscu zamieszkania, a akta zostaną przekazane do Lublina. Byłby to pierwszy zgłoszony przypadek . Prokuratorzy liczą się z tym, że może ich być więcej.

Na polski rynek trafiło ok. 86,5 tys. przeznaczonych do wycofania jednorazowych strzykawek, które były zabrudzone resztkami owadów i czarnym pyłem. W grudniu 2006 r. jakość strzykawek zakwestionował szpital w Radomiu. Większość strzykawek zwrócono producentowi, a o sprawie poinformowano prokuraturę. Szpital w Radomiu nie powiadomił jednak Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, do czego zobowiązywało go prawo.

Zdaniem ministra zdrowia Zbigniewa Religi, szpital w Radomiu złamał prawo, nie informując Urzędu o skażonych strzykawkach.

Sprawa była dotychczas wyjaśniania przez radomską prokuraturę, ale śledztwo przeniesiono do Lublina m.in. z powodów "pewnych zaniechań" w Radomiu. Chodzi o spory kompetencyjne i opieszałość w śledztwie, co mają wyjaśnić postępowania dyscyplinarne.