Amerykański Departament Obrony odrzuca zarzuty, że spreparował dane wywiadowcze dotyczące irackiej broni masowego rażenia. Miał w ten sposób stworzyć pretekst do zaatakowania reżimu Saddama Husajna.

Amerykańska administracja znajduje się pod coraz większą presją, gdyż po dwumiesięcznej okupacji Iraku nie znaleziono żadnego przekonującego dowodu na to, że dyktator rzeczywiście posiadał zakazane arsenały.

Podsekretarz obrony ds. polityki Douglas Feith powiedział, że chce zdementować "niektóre historie krążące wokół Departamentu Obrony, które nie są prawdziwe, ale zyskują pozycję miejskich legend". Feith zaprzeczył także, iż Pentagon podjął starania, aby obalić rząd w Iranie.

Pod presją znajduje się także główny sojusznik USA w wojnie w Iraku, premier Wielkiej Brytanii Tony Blair. Podczas wczorajszej, bardzo burzliwej debaty w brytyjskiej Izbie Gmin opozycja, a także część posłów z partii Blaira oskarżyło go o spreparowanie dowodów na temat broni masowej zagłady, jaką miał posiadać iracki reżim.

Zarówno Waszyngton, jak i Londyn odrzucają zarzuty. Amerykański senat, a także komisja parlamentarna w Londynie zamierzają wszcząć śledztwo wyjaśniające zasadność powodów, dla których zaatakowano Irak.

10:00