Andrzej Sośnierz, prezes NFZ, zmienia zasady podpisywania kontraktów ze szpitalami. Rozliczenia mają być prostsze. Opozycja zarzuca, że jest to wariant awaryjny na wypadek fiaska koszyka świadczeń gwarantowanych, który pod koniec miesiąca ogłosi minister zdrowia Zbigniew Religa – czytamy w "Dzienniku".

Jak się dowiedziała gazeta, nad projektem pracują fachowcy od zdrowia z PiS – wiceminister zdrowia Bolesław Piecha, prezes Narodowego Funduszu Zdrowia i zarazem autor pomysłu Andrzej Sośnierz oraz wicepremier Przemysław Gosiewski. Jak wyjaśnia Sośnierz, pacjenci podzieleni będą na tak zwane grupy pacjentów jednorodnych, czyli chorych ze zbliżoną diagnozą, wymagających podobnego leczenia.

Taką grupę mogą stanowić na przykład wszyscy cierpiący na choroby układu oddechowego, których leczenie kosztuje około 1000 zł. Fundusz zapłaci za ich leczenie właśnie taką uśrednioną kwotę, bez zagłębiania się w szczegółowe rozliczenie kosztów – tłumaczy Sośnierz. Dzięki temu zmniejszy się liczba pozycji w katalogu świadczeń z ok. 1500 do ok. 600. Niektóre przewlekłe choroby leczone będą według stawek kapitacyjnych, czyli NFZ zapłaci za regularną opiekę nad pacjentem, a nie w zależności od liczby porad. Te rozwiązania wzorowane są na systemie brytyjskim.

Marek Balicki, dyrektor warszawskiego Szpitala Wolskiego, uważa, że pomysły Sośnierza są dobre. Jego zdaniem obecny system jest zbyt drobiazgowy i często fikcyjny. Niektórych chorób wręcz w ogóle nie obejmuje, bo np. za leczenie zapalenia płuc fundusz płaci szpitalowi dopiero, gdy pobyt chorego trwał dłużej niż 6 dni – mówi Balicki. Ale podkreśla, że projekt kryje też niebezpieczeństwa: Jeśli okaże się, że wszystko ma służyć tylko temu, by szpitalom zapłacić mniej, to jest to nieporozumienie.