Znamy nowe okoliczności sobotniego wypadku samolotu gaśniczego na wojskowym lotnisku w Dęblinie. Do tragedii doszło podczas startu maszyny, a nie lądowania - jak wcześniej informowano.
Samolot runął na ziemię z małej wysokości. Pilot, który od rana uczestniczył w gaszeniu pożarów w okolicach Dęblina, własnie kończył swoją zmianę i po zatankowaniu maszyny miał odlecieć na lotnisko Radawiec pod Lublinem. Tyle udało się ustalić prokuratorom po przesłuchaniu naocznych świadków zdarzenia.
Trwa jeszcze potwierdzanie tożsamości mężczyzny. W przyszłym tygodniu odbędzie się jego sekcja zwłok.
Śledczy czekają na ustalenia Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych w sprawie stanu technicznego maszyny. Świadkowie mówili, że pilot tuż przed upadkiem samolotu zamachał skrzydłami maszyny.
(mal)