Na łamach dziennika „Fakt” do ujawnienia listy zasobów archiwalnych IPN przyznał się historyk profesor Marek Jan Chodakiewicz. Jak twierdzi, jawną listę wyniósł z Instytutu w listopadzie ubiegłego roku.

To ja wyniosłem z Instytutu listę nazwisk, które przewijają się w aktach komunistycznej bezpieki. I jestem gotów pójść za to za kraty - mówi profesor Marek Jan Chodkiewicz, wykładowca Institute of Word Politics w Waszyngtonie.

Jak powiedział, spędził cały lipiec w warszawskiej siedzibie IPN. Pieczołowicie robił notatki i zbierał odpisy z akt, bo pisze książkę o antykomunistycznej opozycji. W listopadzie przyjechał z Waszyngtonu ponownie. I to wtedy wyniósł tę listę. Przecież ten spis w siedzibie IPN jest jawny! Przekazywałem go kolegom - dodaje profesor Chodakiewicz.

Bronisław Wildstein w rozmowie z RMF powiedział, że licytacja o to, kto był pierwszy nie sensu. Nie ma również znaczenia, ile osób przyznaje się czy jeszcze przyzna się do ujawnienia listy. Niezależnie od tego, napiętnowanie kogokolwiek za wyniesienie jawnej listy jest nieuzasadnione.

Chodzi tu o przekazanie jawnego katalogu IPN. Zarzuty, że to jest kradzież są bezsensowne, przecież katalog został, ja go nie wyniosłem - mówi były publicysta „Rzeczpospolitej”.

Lista to kluczyk. IPN powinien przede wszystkim rozszerzyć dostępność do archiwów dla społeczeństwa, żeby dziennikarze mogli o tym pisać - podkreśla Bronisław Wildstein.

Dla Wildsteina ważniejszy jest fakt wczorajszych przeprosin ze strony Leona Kieresa. Prezes IPN przeprosił z sejmowej trybuny wszystkich, którzy poczuli się dotknięci tym, że znaleźli się na tzw. liście Wildsteina. Według publicysty, prezes IPN nie powinien przepraszać, bo nie ma za co.

Publicysta podkreśla, że istnieje bardzo silne lobby, które chce utrącić lustrację i dostęp do archiwów w IPN. Wildstein mówi wprost: To lobby ma swoich przedstawicieli wewnątrz IPN-u również.

Jeśli więc Bronisław Wildstein nie był jedyną osobą, która kopiowała jawną listę nazwisk, to pojawia się pytanie, kogo ścigać i po co? Ja mam problem jak wytłumaczyć zachodnim dziennikarzom, oni nie są w stanie zrozumieć, gdzie tu jest problem - mówi Wildstein.