Chciałem mu tylko zrobić krzywdę, a nie zabijać - mówił prokuratorowi tuż po zatrzymaniu 22-letni dziś Jarosław S. Mężczyzna odpowiada za zabójstwo ojca, który latami znęcał się psychicznie i fizycznie nad rodziną. W piątek przed Sądem Okręgowym w Łodzi rozpoczął się proces w tej sprawie.


Obrońca młodego mężczyzny chciał, aby sąd skazał Jarosława S. bez przeprowadzania postępowania dowodowego oraz zaproponował karę 2 lat i 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 5 lat. Sąd odrzucił ten wniosek, bo nie widział możliwości prawnych nadzwyczajnego złagodzenia kary w sytuacji, gdy oskarżony odpowiada za zbrodnię, a nie za występek.

Jarosław S. przyznał się do zabójstwa ojca, ale przed sądem odmówił składania wyjaśnień. O gehennie, która trwała w domu od lat, opowiedziała za to jego matka.

Mąż pił i wtedy się awanturował - opowiadała. 

Cytat

Często wyzywał nas, krzyczał, że nas zniszczy, że wszystko zakończy i że zabije siebie, a wszystko spadnie na nas. Wtedy też brał nóż i udawał, że siebie dźga.

Tego dnia było jeszcze gorzej niż zazwyczaj. Mąż krzyczał: "Ja was zniszczę, że będziecie wszyscy przede mną klękać na kolanach! Później kobieta usłyszała krzyk drugiego syna: Jarek, coś ty zrobił?

Matka z płaczem przyznała przed sądem, że czuje się odpowiedzialna za to, co się stało, bo nie rozwiodła się z mężem, nie ochroniła syna i z tym będzie musiała dalej żyć. Kobieta opowiadała, że Jarosław S. był zamknięty, cichy i wszystko dusił w sobie.

Dopiero po tym wszystkim zaczął opowiadać, że ojciec robił mu wstyd przed kolegami, bo przychodził pijany pod szkołę, wyzywał go i żądał pieniędzy - mówiła matka. Często do syna przychodzili koledzy z wiadomością, że ojciec leży pijany do nieprzytomności w bramie.

Ojciec nie pił, gdy nie miał pieniędzy i wtedy przepraszał rodzinę, a ta mu wybaczała. Chodził też na terapię antyalkoholową, ale z zajęć zawsze wracał już pijany i wszczynał awantury.

Najbardziej wściekał się, gdy odwiedzał nas starszy syn (który zdążył wyprowadzić się z domu) i widział, że synowie świetnie dają sobie radę w życiu, że pokończyli szkoły i pracują - wspominała matka oskarżonego.

Na twarzy Jarosława S. w czasie, gdy zeznawała kobieta, widać było smutek, jakby wracały najgorsze wspomnienia.

Ten dramat rodzinny rozegrał się pod koniec lipca 2014 roku w mieszkaniu w Łodzi. Po tym, jak syn ugodził ojca nożem w brzuch, Jarosław S. sam zadzwonił na policję i wezwał pogotowie. Mundurowym, którzy przyjechali na wezwanie, od razu przyznał się do winy. 22-latek powiedział, że ojciec od wielu lat znęcał się nad rodziną psychicznie, nie mógł już tego wytrzymać i "musiał coś zrobić".

Ojciec miał dwa wyroki za znęcanie się nad rodziną. Gdy doszło do zabójstwa, był w okresie próby ustalonym przez sąd; miał wtedy nad sobą pieczę kuratora.