Nie wiadomo, czy minę podłożyli Waldemarowi Pawlakowi niecni poprzednicy, czy też raczej wicepremier podłożył ją sobie sam. Pewne jest jedno: minę ma Waldemar Pawlak coraz mniej tęgą - twierdzi w "Rzeczpospolitej" Piotr Gabryel.

Pogarszający się nastrój wiceszefa rządu ma zapewne ścisły związek z nadchodzącym nieubłaganie początkiem końca akceptacji dla namiętnie uprawianej przez posłów i ministrów koalicji PO - PSL polityki darowywania: temu aresztu tymczasowego, tamtemu listu gończego, owemu zarzutu prokuratorskiego, jeszcze innemu wcześniej nałożonej kary - zauważa publicysta.

W grudniu ubiegłego roku Waldemar Pawlak podarował spółce J&S Energy karę w wysokości prawie pół miliarda złotych, nałożoną dwa miesiące wcześniej przez Józefa Aleszczyka, prezesa Agencji Rezerw Materiałowych, za utrzymywanie zbyt małych rezerw paliwowych. Półtora tygodnia temu "Rzeczpospolita" ujawniła, że wicepremier i minister gospodarki w jednej osobie uzasadnił swoją decyzję popełnieniem przez szefa agencji błędów formalnych, ale nie zarzucił Aleszczykowi błędów merytorycznych. Mimo to nie złożył wniosku o powtórne nałożenie na firmę kary ani nie skierował do prokuratury zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez szefa agencji, lecz po prostu umorzył postępowanie w sprawie J&S Energy.

I po tym wszystkim przez ostatnie kilka dni wicepremier Pawlak udawał przed opinią publiczną, że kompletnie nie rozumie, co mu się w istocie zarzuca. Ba, oskarżał poprzedników o podłożenie mu miny i strzelanie do niego zatrutą strzałą. Na szczęście wczoraj - jak się wydaje - skończyła się ta zabawa w głuchy telefon. Po pierwsze, Agencja Rezerw Materiałowych wznowiła postępowanie w sprawie J&S Energy. I po drugie, zainteresowanie prawidłowością nałożenia przez szefa agencji, a potem umorzenia przez Waldemara Pawlaka, kary na tę spółkę wyraziła również Najwyższa Izba Kontroli.

Teraz pozostaje mieć nadzieję, że także w tym wypadku saper może się pomylić tylko raz. I że razem z nim wyleci na tej minie w powietrze cała polityka darowywania prezentów kupowanych nie za swoje, lecz za nasze, czyli bezradnych podatników, pieniądze - konstatuje w "Rzeczpospolitej" Piotr Gabryel.