Zaledwie 175 tzw. "kopciuchów" zlikwidowali w tym roku mieszkańcy Warszawy w ramach finansowanego przez stołeczny ratusz programu. Kosztowało to 2 miliony złotych… ale stolica ma do rozdania 300 milionów. Wszystkich 18 tysięcy szkodliwych pieców w trzeba pozbyć się w ciągu 3 lat – ratusz obiecuje, że program mocno przyspieszy.

Zgodnie z uchwałą mazowieckiego sejmiku "kopciuchy" w tym województwie - a więc również w Warszawie - powinny zniknąć do 1 stycznia 2023 roku. Zostały nieco ponad 3 lata - po upływie tego terminu na użytkowników tego typu pieców będą nakładane grzywny i kary administracyjne. 

W budynkach zarządzanych przez miasto zlikwidowano w tym roku 529 zanieczyszczających środowisko kotłów - w miejskich zasobach w sumie było ich jednak zaledwie ok. 2 tysięcy. Dużo większy problem stanowią "kopciuchy" w prywatnych domach i kamienicach, tych jest aż 18 tysięcy. W tym roku, choć złożono 600 wniosków o ich wymianę (większość rozpatrzono pozytywnie) to udało się wymienić zaledwie 175 z nich - zaczął się sezon grzewczy i nawet ci, którzy dostali dofinansowanie nie zdążą już w tym roku przeprowadzić prac.

Stołeczny ratusz tłumaczy to w ten sposób: nowe zasady, według których można dostać stuprocentowe dofinansowania działają dopiero od kilku dni, a szeroko zakrojona kampania informacyjna ma ruszyć z początkiem listopada. Kiedy już ruszy, ma być dużo lepiej, obiecują urzędnicy.

Szacujemy skokowy, kilkukrotny wzrost liczby składanych wniosków - przewiduje Marcin Morawski, szef Biura Ochrony Powietrza w stołecznym ratuszu.

Kampania informacyjna ma polegać na wysyłaniu materiałów do ludzi, którzy powinni wymienić "kopciuchy", dzwonieniu do nich, a jeśli to nie odniesie skutków odwiedzinach i namawianiu, by skorzystali z dotacji. Im szybciej, tym lepiej, bo dofinansowania sięgające 100 proc. będą dostępne tylko w tym i przyszłym roku. W roku 2021 wysokość dotacji zmniejszy się do 90 proc., a w 2022 do 70 proc. To rozwiązanie, które świetnie sprawdziło się w Krakowie, który najwięcej wniosków o wymianę pieców przyjął w pierwszym roku obowiązywania programu - dodaje Morawski.

Jeśli urzędnikom uda się dotrzeć do osób, które powinny wymienić piece jest duża szansa, że wymiana pieców mocno przyspieszy i w 2022 roku rzeczywiście będzie można mówić o likwidacji większości z 18 tysięcy warszawskich "kopciuchów". Na razie jednak mieszkańców stolicy czeka kolejna zima ze smogiem za oknem. 

Dramatyczne statystyki dotyczące jakości powietrza

Polski Alarm Smogowy opublikował podsumowanie pomiarów jakości powietrza Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska za ostatni rok. Przeanalizowano stężenie wdychanego benzo(a)pirenu na ekwiwalent palonych papierosów. Niechlubnym rekordzistą jest Nowy Targ - oddychanie w tej miejscowości jest równe wypaleniu 22 papierosów na dzień. Drugie miejsce zajmuje Sucha Beskidzka i Rybnik - 16 papierosów na dzień. PAS poinformował też, że w Pszczynie w woj. śląskim wystąpiło najwięcej dni, kiedy poziom stężenia pyłku PM10 był przekroczony.


Dane wskazują na to, że w Polsce najbardziej zanieczyszczone są miasta małe i średniej wielkości. "Dramatyczna sytuacja w małych i średnich miejscowościach wynika ze spalania węgla i drewna w ‘kopciuchach’, które są podstawowym źródłem ciepła w ponad czterech milionach polskich domów. To właśnie emisja z ogrzewania gospodarstw domowych odpowiada za około połowę emitowanych w Polsce pyłów PM10 i aż 84 proc. rakotwórczego benzo[a]pirenu. Dlatego też wdrożenie sprawnego programu dopłat do wymiany "kopciuchów" powinno stanowić podstawowe antysmogowe działanie rządu" - wskazuje Polski Alarm Smogowy.

Komentując raport szef Polskiego Alarmu Smogowego podkreślił, że jakość powietrza w Polsce w czasie sezonu grzewczego jest wciąż dramatyczna. Niestety, taka sytuacja jest powszechna nie tylko w dziesiątkach polskich miast i miasteczek, w których mierzona jest jakość powietrza, ale również w tysiącach tych, gdzie nie ma stacji pomiarowej. Nasz ranking nie służy temu by piętnować "rekordzistów" ponieważ jesteśmy przekonani, że podobnych miejscowości jest w Polsce tysiące, z tą tylko różnicą, że nikt nie mierzy tam jakości powietrza - zauważył w rozmowie z portalem Smoglab.pl Andrzej Guła.