Prokuratura generalna Izraela zaleciła wniesienie aktu oskarżenia przeciwko premierowi w związku z zarzutami o korupcję. Ostateczna decyzja zależy od rządowego radcy prawnego, który zdecyduje, czy postawić Ariela Szarona przed sądem.

Zarzuty dotyczą tzw. afery greckiej wyspy, w którą Szaron miał być zamieszany w czasie prawyborów w partii Likud w 1999 roku. Znany izraelski biznesmen chciał w tym czasie uzyskać zgodę władz Grecji na budowę kurortu na niezamieszkałej wyspie koło Aten. Przedsiębiorca poprosił Szarona, wówczas szefa MSZ, o poparcie tych starań. W zamian zaoferował jego synowi gigantyczną łapówkę.

Zdaniem ekspertów, jeśli Szaron zostanie formalnie oskarżony, będzie miał trzy wyjścia - od razu podać się do dymisji, zawiesić swe obowiązki na sto dni albo mimo wszystko pozostać na stanowisku. Szaron już wielokrotnie podkreślał, że zamierza wypełniać obowiązki do końca swej kadencji, czyli do 2007 roku, sugerując, że nie zrezygnuje ze stanowiska.

W Izraelu trwa więc prawnicza debata, czy rzeczywiście może nadal pełnić obowiązki premiera - teoretycznie każdy oskarżony minister powinien podać się do dymisji. Prawnicy Szarona starają się argumentować, że odnosi się to wyłącznie do ministrów, a nie do premiera.

Dodajmy, że wg jednego z najnowszych internetowych sondaży 70 proc. Izraelczyków uważa, że Szaron powinien zrezygnować z urzędu, jeśli wniesiony zostanie przeciwko niemu akt oskarżenia. Nastroje wśród Izraelczyków sprawdzał stały korespondent RMF na Bliskim Wschodzie Eli Barbur.