To nie jest pyrrusowe zwycięstwo – tak o uniewinnieniu Zyty Gilowskiej mówi jej obrońca, mec. Piotr Kruszyński. Po ogłoszeniu oczyszczającego byłą wicepremier wyroku nie milkną komentarze, nie tylko w świecie polityki.

Albo ktoś jest winien, albo niewinny. Nie ma uniewinnienia drugiej klasy – tak wyrok Sądu Lustracyjnego komentuje obrońca Zyty Gilowskiej, mecenas Piotr Kruszyński.

Pewne funkcje, tak w Kościele jak i w państwie, muszą działać na zasadzie żony cezara, poza wszelkimi podejrzeniami - mówi w rozmowie z RMF FM ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Przytacza dwa przykłady, kiedy dwaj duchowni, byli tajni współpracownicy, byli szantażowani przez byłych oficerów. Jestem przekonany, że to się może dziać tym wyżej, tym większe będą z tego powodu próby szantażu, wymuszania pewnych decyzji. Jeżeli ktoś jest na takim stanowisku, nie może wobec niego być takich podejrzeń.

Sąd w uzasadnieniu wskazał na „gadatliwość” Gilowskiej. Mąż byłej wicepremier twierdzi, że nie była to cecha szkodliwa. Ona przychodziła z pracy i z detalami opowiadała mi to, co się działo w pracy, a nie tylko to, kto może być agentem - mówi Andrzej Gilowski.

Nieco innego zdania są niektórzy politycy z Wiejskiej, którzy mieli okazję obserwować Zytę Gilowską. W Sejmie była minister finansów zawsze uchodziła za osobę bardzo medialną i rozmowną. Brak umiejętności trzymania języka za zębami wytknął jej dziś Stefan Niesiołowski z Platformy Obywatelskiej: Złe świadectwo wystawia inteligencji pani Gilowskiej to, że przez wiele lat chodziła i „paplała” do swojej przyjaciółki w obecności jej męża, o którym musiała wiedzieć, że jest w jakiś sposób co najmniej powiązany ze służbami komunistycznymi - tłumaczy.

W rządzie nie zauważyłem, żeby była nadmiernie gadatliwa, żeby to przeszkadzało we właściwym wypełnianiu funkcji - broni byłej szefowej resortu finansów minister Wojciech Jasiński. Podobnie jak premier Jarosław Kaczyński, oczekuje powrotu Gilowskiej do rządu.