Piątek, ogłoszony przez Palestyńczyków "Dniem gniewu", przyniósł kolejne ofiary w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu, jeszcze bardziej zmniejszając nadzieje na pokój palestyńsko-izraelski.

Od kul izraelskich żołnierzy zginęło w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu 5 Palestyńczyków. Izraelski żołnierz, postrzelony w piątek w czasie starć w Betlejem, zmarł tego dnia poźnym wieczorem na skutek odniesionych ran. Policjant izraelski został ranny od wybuchu bomby w Jerozolimie. Eksplozję uznano za akcję odwetową radykałów palestyńskich za śmierć działacza Al-Fatah w czwartek pod Ramallą. Według pracowników szpitali, w piątkowym "Dniu gniewu" rannych zostało co najmniej 151 uczestników protestów palestyńskich.

Premier Izraela Ehud Barak, który w niedzielę ma się spotkać z prezydentem USA Billem Clintonem, powiedział w związku z tym, że jego oczekiwania są coraz skromniejsze. "Nie oczekuję, że rozmowy w Waszyngtonie doprowadzą do wznowienia

negocjacji. Jadę w niedzielę do Waszyngtonu z innym zamiarem, doprowadzenia do przerwania przemocy" - powiedział Barak dziennikarzom w bazie wojskowej na Zachodnim Brzegu.

Tymczasem przywódca Palestyńczyków Jaser Arafat, który w czwartek spotkał się z Billem Clintonem, zażądał w piątek od Rady Bezpieczeństwa 2-tysięcznego kontyngentu sił ONZ do ochrony palestyńskiej ludności cywilnej. Siły ONZ miałyby bronić Palestyńczyków w Jerozolimie, na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy, gdzie od 28 września codziennie dochodzi do starć ludności palestyńskiej z siłami izraelskimi. W ich wyniku zginęły już 202 osoby, głównie Palestyńczycy.

02:00