Tylko 7 procent uczniów z Lubelszczyzny zostało poddanych obowiązkowym szczepieniom w szkołach. Statystyki są niepokojące, a wszystkiemu winien brak porozumienia między lekarzami a pielęgniarkami szkolnymi.

Wiadomo, że lekarze mają kwalifikować uczniów do szczepień, a zadaniem pielęgniarek jest ich wykonywanie. Lekarze jednak twierdzą, że nie mogą przeprowadzać badań w szkołach, ponieważ prawo zezwalana im na prowadzenie praktyk tylko w ich gabinetach. Pielęgniarki z kolei argumentują, że kursowanie między lekarzem rodzinnym a szkołą nie ma sensu.

- Dzieci w klasach pochodzą nie tylko z Lublina i województwa lubelskiego, ale także z innych województw. W związku z tym kwalifikowanie do szczepienia w praktyce lekarza rodzinnego było niewykonalne ze względów organizacyjnych - argumentuje Wiesława Floriańczyk, przewodnicząca Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych.

Z kolei ściąganie lekarzy do szkół może dojść do absurdu. - Wyobraźmy sobie, że jest 30 osób w klasie, przyjeżdża 20 lekarzy, przychodzi 30 rodziców. To jest czysty absurd - uważa Marek Sobolewski, wiceprezes Lubelskiego Związku Lekarzy Rodzinnych. Konflikt swój finał znalazł w Ministerstwie Zdrowia.

Co ciekawe, takich problemów nie ma w innych województwach.