"Jarosław Ziętara został 22 lata temu zabity, bo miał zebrać informacje o wielkim przemycie alkoholu, za którym stał Aleksander G., wówczas jeden z najbogatszych Polaków" - ujawnia "Gazeta Wyborcza". Pisze też, że zarzuty dla zatrzymanego kilka dni temu i aresztowanego tymczasowo senatora Aleksandra G. są oparte o zeznania świadka incognito.

"Aleksander G. miał namawiać w czerwcu 1992 r. ochroniarzy ze spółki Elektromis, byłych funkcjonariuszy SB i milicji, "do zrobienia porządku" z Ziętarą, ponieważ wcześniejsze "ostrzeżenia" nie przynosiły skutku. Bezpośrednim uczestnikiem tego spotkania był obecny świadek incognito; twierdzi on, że później próbowano przekupić Ziętarę, ale bezskutecznie, dlatego trzy miesiące później porwano go i zabito" - pisze "Wyborcza". Wyjaśnia, że dziennikarz zebrał informację o wielkim przemycie alkoholu, za którym miał stać G. i jego współpracownicy.

"Wyborcza" pisze też o zagadkowych wątkach śledztwa ws. zabójstwa Ziętary. "Jeden z porywaczy Ziętary, były antyterrorysta, Dwa lata po zniknięciu dziennikarza miał popełnić samobójstwo; teraz jednak śledczy w nie wątpią" - ujawnia. Prokuratura podejrzewa, że wicenaczelny "Gazety Poznańskiej", w której pracował dziennikarz, mógł sprzyjać porywaczom, a potem zacierać ślady" - zauważa.

W poniedziałkowej "Wyborczej" także:

- Kamera w szkole niewiele daje

- Smog nasz powszedni

- Mur berliński wciąż dzieli