"Jestem trochę rozczarowana, trochę cieszę się, że zniknie nam z oczu, ale jestem zaskoczona" - tak o wyborze Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej mówi socjolog Jadwiga Staniszkis. "Uważam, że to jest nieporozumienie. Może Tuska da się tam lubić, tam jest inny, mniej spięty, mniej „manipulujący”, ale ja myślałam o Europie lepiej. Otrzymał to stanowisko z rozdania" - uważa Staniszkis. Według niej polski premier nie rozumie Europy. "Dla mnie naturalnym kandydatem na premiera jest Elżbieta Bieńkowska, Ewa Kopacz to nominacja typu rezygnacja" - dodaje.

Tomasz Skory: Pani profesor, czy czuje się pani nabrana przez Donalda Tuska, który zapowiadał, że nie wybiera się do Brukseli i nagle się wybrał?

Jadwiga Staniszkis: Trudno powiedzieć "nabrana". Bał się przegranej. Po prostu tworzył takie alibi, że on nie chce. Oczywiście to nie jest pierwszy przykład, kiedy mówi coś zupełnie innego, czy mówi w zależności od tego, czego oczekuje słuchacz. Poważniejszą sprawą - przy takim podejściu do własnego słowa - jest, co obiecał Cameronowi, a co obiecał Merkel, bo projekty polityczne są odmienne. Cameron bardzo silnie podkreśla jednak  wizję unii narodów, państw narodowych. Merkel i sam Tusk do niedawna przychylają się do projektu różnie rozumianej federalizacji. Myślę, że Europa, Unia Europejska czy politycy nie zdają sobie sprawy nie rozumieją tych mechanizmów, które u nas działają, sposobów myślenia o finansowaniu różnych obietnic, tak jak ostatnio te finansowe przez polityzację niezależnego banku czy oligarchizacja partii czy wycinanie konkurentów. Te zagrania nie będą możliwe w Unii. Tusk moim zdaniem nie jest przygotowany w sensie wiedzy o wielowiekowych zróżnicowaniach w Europie Zachodniej. Zapewne też nie rozumie tej złożonej relacji Niemcy-Rosja, gdzie Rosja jest ewidentnie takim Frankensteinem stworzonym przez Niemcy. Bez zrozumienia tego niewiele się zrozumie także z dzisiejszej Europy. Ja się po prostu martwię. Uważam, że to jest nieporozumienie. Może Tuska da się tam lubić, tam jest inny, mniej spięty, mniej "manipulujący", ale ja myślałam o Europie lepiej. Otrzymał to stanowisko z rozdania, bo przyszedł czas na kraj wschodni, jesteśmy najwięksi, on jest najdłużej premierem, przy pomocy różnych manipulacji i kreatywnej księgowości nasze wyniki nie są najgorsze, choć jest to kosztem długofalowego rozwoju, wszystko razem i obniżania standardów, ale Unia o tym wie, a nie wie. Także jestem trochę rozczarowana, trochę cieszę się, że zniknie nam z oczu, ale jestem zaskoczona. Ja głęboko wierzyłam, że on nie zostanie zaproponowany.

A tymczasem stało się. Pani profesor, jest jeszcze trzeci element oprócz tego, co obiecał Cameronowi, oprócz tego, co obiecał Merkel. Nie wcześniej niż trzy dni przed przyjęciem tej nominacji, premier wygłosił expose w imieniu swojego rządu, a teraz nawet nie wiemy, kto będzie realizował jaki program, czyj to będzie rząd. Troszkę to jest świadectwo chwiejności - co najmniej.  


Niezupełnie. To, co obiecał, sfinansowanie tego, to jest konsumowanie tej umowy Sienkiewicz-Belka.

Na naszej scenie politycznej wciąż jeszcze mamy do czynienia, mam wrażenie, z opadaniem dymu. Jeszcze nikt się nie wychyla z ostrymi komentarzami, zapowiedziami. Wszyscy mówią: ,,zobaczymy'', ,,niewykluczone'', ,,prawdopodobnie'', ,,możliwe'' itd. Jakiego rozwoju sytuacji pani się spodziewa?

Ważne jest, kto zostanie premierem. Dla mnie naturalnym kandydatem jest pani Bieńkowska. Jest wicepremierem, to jest jak gdyby naturalna kolej rzeczy w normalnych sytuacjach.

A Ewa Kopacz?

Moim zdaniem to byłaby już taka nominacja typu rezygnacja. Jej praktyczne dokonania w zarządzaniu publicznym, rozgrzebana służba zdrowia, niezrealizowanie nawet koszyka usług, który tak obiecywała, cynizm dotyczący sprawy smoleńskiej, te kłamstewka, które jednak są ważne dla obrazu całości. Była taką mechanicznie prowadzącą imprezę, którą nazywamy Sejmem, ale nie było tam jakiejś takiej lotności. Być może Tusk tak porozprowadzał jakieś wybitniejsze osobowości, a po drugie pamiętajmy, że ta posada to jest na dwa i pół roku.

Z możliwością przedłużenia...

Z możliwością przedłużenia. Nie wierzę, bo po prostu to, co on umie, pozwalało na utrzymanie władzy tutaj, wzmacnianie konfliktu polaryzującego scenę polityczną, co sprzyjało jego partii, wyrzucanie konkurentów. To jest po prostu niemożliwe, tam to jest niemożliwe.

A Grzegorz Schetyna dalej na bocznym torze? Spróbuje zawalczyć?

On podobno wspomina, że tak, że powinna być jednak jakaś poważna dyskusja w partii, że to nie może być tak mechanicznie, że jednak to jest obieralne stanowisko, trzeba się zastanowić, czy nie lepiej wcześniejsze wybory. Widać, że np. Miller w swoim wypowiedziach się szykuje do takiej wielkiej koalicji. Tutaj to cały czas jest sprawa wyboru koncepcji na najbliższe miesiące.