Izraelski gabinet dał zielone światło dla akcji odwetowej po wczorajszej masakrze w Tel Awiwie. Dwaj palestyńscy terroryści wysadzili się w powietrze, zabijając 23 osoby. Ponad 100 osób zostało rannych, stan wielu z nich jest krytyczny.

Wojskowa rozgłośnia podała, że tzw. ścisły gabinet – premier i ministrowie spraw zagranicznych, obrony i finansów - postanowił nasilić walkę antyterrorystyczną, zwłaszcza zaś uderzenia przeciwko aktywistom palestyńskim.

Odrzucono jednak zarówno propozycje szefa dyplomacji Benjamina Netanjahu, by deportować Jasera Arafata, jak i plany dowództwa armii zakładające drastyczniejsze działania na terytoriach palestyńskich.

Mimo to już w kilka godzin po zamachach izraelskie śmigłowce ostrzelały Gazę. Co najmniej 14 rakiet spadło na cele w Gazie: zakłady metalowe czy kwatery sił bezpieczeństwa. Rannych zostało co najmniej 8 osób.

Z kolei 7 Palestyńczyków zostało rannych w starciach w obozie dla uchodźców palestyńskich Rafah w południowej części Strefy Gazy. Jedna z kolumn pancernych wysadziła w Rafah dom działacza terrorystycznej organizacji Islamski Dżihad, poszukiwanego w związku z zamachami antyizraelskimi. To właśnie ta grupa wzięła na siebie odpowiedzialność za wczorajszy atak.

Prócz działań wojskowych, Izraelczycy rozpoczęli też działania polityczne. Rząd zablokował wyjazd palestyńskiej delegacji na rozmowy w sprawie reformy władz Autonomii, zaplanowane w Londynie. Zamknięte zostaną także trzy palestyńskie uniwersytety.

Izrael prawdopodobnie nie dopuści także do zwołania Palestyńskiej Rady Narodowej, która miała zebrać się 9 stycznia, by ratyfikować nową konstytucję, zakładającą m.in. powołanie premiera Autonomii.

foto IDF

10:30