Do Izraela wróciła przemoc w najgorszym wydaniu. Dwaj palestyńscy zamachowcy samobójcy wysadzili się w powietrze w centrum Tel Awiwu, zabijając co najmniej 23 osoby, a raniąc ponad sto. Wielu jest w stanie krytycznym.

Do tragedii doszło na terenie starego dworca autobusowego, w pobliżu pasażu. W momencie eksplozji w najbliższej okolicy znajdowały się setki ludzi. Przed rokiem w tym samym miejscu w zamachu samobójczym zginęło 6 osób. Niemal naocznym świadkiem tych wydarzeń był Eli Barbur, stały korespondent RMF na Bliskim Wschodzie. Posłuchaj jego relacji:

Terrorystyczne organizacje próbują wywołać chaos przed wyborami w Izraelu i ewentualną amerykańską akcją zbrojną w Iraku - tak o zamachu powiedział rzecznik izraelskiego rządu. Zamachy nastąpiły na trzy tygodnie przed wyborami parlamentarnymi w Izraelu.

Do ataków przyznała się skrajna palestyńska organizacja terrorystyczna Islamski Dżihad. Abdullah Szami, jeden z liderów Dżihadu, oświadczył w rozmowie telefonicznej z libańską telewizją: Był to normalny akt oporu przeciwko zbrodniom Izraela, wypadom (na terytoria palestyńskie) i zabójstwom. Dopóki trwa okupacja, nie mamy innego wyboru, jak kontynuować ruch oporu i uderzać wszędzie, gdzie możemy dosięgnąć.

Zamach był pierwszym od sześciu tygodni. Ostatni atak palestyńskich terrorystów miał miejsce 21 listopada w Jerozolimie. Zginęło wówczas 11 osób. Palestyńczyk wysadził się w zatłoczonym autobusie.

Od wielu miesięcy Egipt i władze Autonomii twierdzą, że próbują przekonać Islamski Dżihad i rywalizujący z nią o rząd dusz Hamas do wstrzymania ataków na izraelskich cywilów. W przyszłym tygodniu zaplanowano kolejne negocjacje ugrupowań palestyńskich w Kairze.

Eksperci uważają, że po wczorajszych zamachach wzrośnie poparcie Izraelczyków dla rządów twardej ręki.

Foto: Archiwum RMF

07:30