Lokatorzy mieszkań zakładowych kopalni Kazimierz-Juliusz nie powinni obawiać się eksmisji – uspokaja prezes zakładu. Tymczasem mieszkańcy dzielnicy dostają pisma od komornika o zajęciu wierzytelności. Kopalnia tłumaczy jednak, że chodzi zajęcie czynszów, a nie nieruchomości.

Ludzie są zdezorientowani, nie wiedzą, co zrobić z pismem i komu mają płacić czynsz. Szoku dostałam! Co miesiąc regularnie płacę. Na tym piśmie jest 88 tysięcy z czymś! Ja zrozumiałam, że nam będą z pensji i emerytur potrącać to zadłużenie - mówiły reporterce RMF FM wzburzone mieszkanki ul. Obrońców Warszawy. Nie wszyscy jeszcze pisma dostali, ale wszyscy o nich mówią. Ludzie trzęsą porami normalnie, bo te pisma prawdopodobnie przyjdą do wszystkich - podkreśla mieszkaniec ul. Wagowej.

Na drzwiach klatek schodowych pojawiły się już komunikaty podpisane przez prezesa zarządu kopalni Kazimierz Juliusz. Można w nich przeczytać, że postępowania egzekucyjne polegają na zajęciu wierzytelności czynszowych i nie dotyczą nieruchomości mieszkaniowych. Nie mogą więc prowadzić do naruszenia praw lokatorów, zwłaszcza eksmisji.

Jak dowiedziała się reporterka RMF FM, prawnicy kopalni zajęli się sprawą i trwają rozmowy z wierzycielami, by odstąpili od egzekwowania długu. Swoje pieniądze mają dostać po tym, jak kopalnię przejmie Spółka Restrukturyzacji Kopalń, która zostanie dofinansowana przez rząd. Zgodnie z porozumieniem zawartym w ostatnią niedzielę między rządem, stroną społeczną i Katowickim Holdingiem Węglowym, SRK ma dostać około 100 mln złotych. Z tych pieniędzy zostaną pokryte długi kopalni Kazimierz Juliusz wobec pracowników i innych wierzycieli. Mają też zostać oddłużone mieszkania.