Tuż przed wybuchem afery lustracyjnej, Zyta Gilowska zaprosiła do siebie prowadzącego jej sprawę zastępcę Rzecznika Interesu Publicznego Jerzego Rodzika. Spotkanie było nieformalne.

Zyta Gilowska zadzwoniła do sędziego Rodzika tuż przed Bożym Ciałem; przed 15 czerwca - dowiedział reporter RMF FM. Poprosiła mnie o spotkanie pani wicepremier rządu Rzeczpospolitej Polskiej. Nie mogłem odmówić tego spotkania - mówi zastępca RIP. Jednocześnie dodaje, że nie widzi nic złego w tym, że pani premier chciała dowiedzieć się, jaki jest stan sprawy, na jakim etapie jest to postępowanie.

Jerzy Rodzik zapewnił także, że podczas rozmowy z jego strony nie padły żadne sugestie, aby Gilowska podała się do dymisji. Podkreślił również, że podczas tego nieformalnego spotkania poinformował wicepremier, że postępowanie dowodowe jest zakończone i niebawem zapadnie decyzja, czy sprawa trafi do sądu. Musimy poinformować podejrzanego, że gdy zrezygnuje z funkcji, wniosek nie trafi do sądu - tłumaczy sędzia Rodzik. Jak zaznacza, to jego ustawowy obowiązek. I też usłyszała wicepremier.

Sędzia powiedział nam także, że dysponuje materiałami bardziej obszernymi niż cytuje prasa, jest więcej świadków i więcej dowodów współpracy to jego ustawowy.

Dodajmy, że w czwartek zbierze się Sąd Lustracyjny, by rozpatrzyć wniosek Rzecznika Interesu Publicznego, który wystąpił o lustrację byłej wicepremier i minister finansów Zyty Gilowskiej. Uważa on, że Gilowska skłamała w swoim oświadczeniu lustracyjnym.

Problem w tym, że minister złożyła dymisję, więc nie jest już osobą publiczną. Trzeba będzie zastanowić się, czy w ogóle wszczynać postępowanie lustracyjne - mówi sędzia Zbigniew Puszkarski. W podobnych przypadkach zapadały orzeczenia odmawiające postępowania - wyjaśnia.

Sama Gilowska uważa, że padła ofiarą "szantażu lustracyjnego" i złożyła w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Śledztwo poprowadzi gdańska prokuratura okręgowa.