Nielegalnie składowane odpady w Sławkowie w Śląskiem zatruwają środowisko. Z jednego z takich wysypisk pobrano próbki gleby do badań. Analizą zajmują się naukowcy z Uniwersytetu Śląskiego.

To miejsce, do którego trudno trafić. Prowadzi tam co prawda asfaltowa droga, ale jest bardzo wąska i nawet w ciągu dnia łatwo stracić orientację.

Dookoła są nieużytki i rośnie młody las. W pewnym momencie widać kilkunastometrową przerwę w biegnącym przy drodze nieczynnym torowisku. Wygląda to tak, jakby ktoś specjalnie wyciął fragment torów, żeby można było wjechać w niewielki zagajnik.

Prowizoryczny, wysypany kamieniami przejazd prowadzi między drzewa. Tam na wąskiej asfaltowej drodze piętrzy się góra śmieci. Ma około trzech metrów wysokości, a długa jest na ponad sto metrów.

Widać, że ktoś systematycznie przywoził je w to miejsce.

Zaniepokoiło nas to, że roślinność w pobliżu tego miejsca zaczęła obumierać. Sosny, które są zielone przez cały rok, zaczęły schnąć. Podobnie stało się z brzozami. To dlatego pobraliśmy stąd próbki gleby do badań, żeby sprawdzić, czy może ona być skażona. Badania robią specjaliści z Uniwersytetu Śląskiego - mówi Maksym Pięta z urzędu miejskiego w Sławkowie.

Takich gigantycznych, nielegalnych składowisk jest w tym rejonie sześć. Można tam znaleźć dosłownie wszystko to, czego codziennie pozbywamy się z domu. Widać też, że część z tych śmieci została już odpowiednio przetworzona i przerobiona. Niestety ciągle nie wiadomo, co może znajdować się pod spodem, w ziemi.

Teren należy do PKP. I już zapadła decyzja, że to kolej powinna zlikwidować nielegalne wysypiska. Ma na to czas do maja przyszłego roku. Na razie w miejscu prowizorycznego wjazdu koparką wykopano głębokie na pół metra doły, żeby nikt z odpadami nie mógł już tam dojechać. Ciągle nie wiadomo natomiast, kto je mógł zwozić i co próbował tam ukryć.

(j.)