Gen. broni Mieczysław Bieniek, najbardziej znany polski generał okrzyknięty po misji w Iraku lwem Babilonu, na początku sierpnia odejdzie do rezerwy, a potem na emeryturę - dowiedział się "Dziennik". Powodem są wątpliwości prokuratury w sprawie ewentualnego udziału gen. Bieńka w aferze bakszyszowej.

Śledztwo, w którym przewija się osoba gen. Bieńka, jest na razie zawieszone. Czekamy, aż Amerykanie przekażą nam dokumenty dotyczące rozliczenia funduszu na odbudowę Iraku - twierdzi Ireneusz Szeląg, rzecznik warszawskiej prokuratury garnizonowej. Gen. Bieniek w rozmowie z "Dziennikiem" nie chciał komentować sprawy.

W czerwcu "Dziennik" ujawnił, że oficerowie WSI w Iraku podczas III zmiany za przyzwoleniem następcy Bieńka gen. Andrzeja Ekierta mogli bezprawnie wydać miliony amerykańskich dolarów przeznaczonych na odbudowę Iraku. Zeznawali tak cywile i wojskowi służący w III zmianie Polskiego Kontyngentu Wojskowego, oskarżani o branie łapówek od Irakijczyków w aferze bakszyszowej i dodawali, że proceder ten zaczął się podczas wcześniejszej zmiany. To gen. Mieczysław Bieniek decydował o tym, jak rozdysponować 43 mln dol. przeznaczonych m.in. na odbudowę zniszczonego Iraku.

Co warte podkreślenia, nigdy później polski kontyngent nie otrzymał więcej niż 20 mln dol. Być może ma to związek z ustaleniami Żandarmerii Wojskowej, do których dotarł "Dziennik". Wynika z nich, że Bieniek nie miał prawa zatwierdzać wydatków wyższych niż 2,5 tys. dol. Gdyby generał przekroczył tę sumę, wówczas decyzje mieli podejmować jego amerykańscy zwierzchnicy. Tymczasem właśnie z tego funduszu miano przekazać od 90 do 140 tys. dol. na zakup domu dla lokalnego szefa irackiej policji oraz 7 tys. dol. dla irackiego reżysera, któremu zlecono zrobienie filmu o polskich żołnierzach w Iraku. Do dziś nie wiadomo, czy film rzeczywiście powstał.