"Nie chce mi się w to wierzyć, tłumaczenia ministra Błaszczaka są w moim przekonaniu mało prawdopodobne" - tak wystąpienie szefa MON w sprawie rakiety znalezionej w okolicach Bydgoszczy komentuje były szef sztabu generalnego gen. Mieczysław Cieniuch. Z generałem rozmawiał dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada.

Dlaczego były szef sztabu wątpi w wersję przedstawioną przez ministra obrony? Jak wyjaśnia Krzysztof Zasada, sprawa dotyczy bardzo ważnego wydarzeniu, a postępowanie armii w takich sytuacjach jest mocno sformalizowane. Nie ma tam miejsca na tego typu uchybienia i to szczególnie na takim szczeblu.

Takie rzeczy są meldowane i to wszystko jest na piśmie. Obieg informacji jest opisany w Ministerstwie Obrony Narodowej. No i jest to możliwe do sprawdzenia. Dlatego nie chce mi się w to wszytsko wierzyć - skomentował były szef sztabu generalnego.

Według gen. Cieniucha, jeśli jednak potwierdziłaby się wersja przedstawiona przez Mariusza Błaszczaka, ta sytuacja, to oznaczałoby, że w polskiej armii mamy do czynienia z potężnym bałaganem. To wymaga wyjaśnienia - dodał były szef sztabu generalnego.

Błaszczak: Do poziomu dowódcy operacyjnego działano prawidłowo

Podczas wygłoszonego w czwartek oświadczenia minister Mariusz Błaszczak poinformował, że 16 grudnia ubiegłego roku podległe dowódcy operacyjnemu Centrum Operacji Powietrznych otrzymało od strony ukraińskiej informację o zbliżającym się w stronę polskiej przestrzeni powietrznej obiekcie, który może być rakietą.

Podkreślił, że nawiązano współpracę zarówno ze stroną ukraińską, jak i amerykańską. Podkreślił, że właściwie uruchomiono procedury współpracy sojuszniczej. Podwyższono ponadto gotowość bojową polskich środków dyżurnych; w powietrzne poderwano dyżurne samoloty, zarówno polskie, jak i amerykańskie. Mariusz Błaszczak zaznaczył, że obiekt został odnotowany przez polskie naziemne stacje radiolokacyjne.

Szef resortu zaznaczył, że ustalenia kontroli jasno wskazują, iż działania Centrum Operacji Powietrznych były prawidłowe. Poinformowało ono w meldunku przełożonego, czyli dowódcę operacyjnego, o niezidentyfikowanym obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej.

Z kontroli wynika jednak, że - jak przekazał Błaszczak - swoje obowiązki zaniechał dowódca operacyjny. Przypomnijmy, że stanowisko to pełni gen. Tomasz Piotrowski. Nie poinformował on o incydencie ani ministra obrony narodowej, ani Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, ani innych przewidzianych w procedurach służb.

W sprawozdaniu operacyjnym Dowództwa Operacyjnego 16 grudnia, który otrzymałem, znalazła się informacja, że tego dnia nie odnotowano naruszenia ani przekroczenia polskiej przestrzeni powietrznej, co - jak później się okazało - było nieprawdą - przekazał szef resortu obrony.

Mariusz Błaszczak zarzucił dowódcy operacyjnemu, że nie podjął wystarczających działań w zakresie poszukiwania obiektu.

Na miejsce skierowano jedynie patrol policji, a poszukiwania za pomocą śmigłowca przeprowadzono dopiero 19 grudnia. Do poszukiwań nie włączono żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej pełniących dyżury. Po 19 grudnia całkowicie zaniechano poszukiwań - zaznaczył.

Gen. Andrzejczak: Poinformowałem wtedy, kiedy miało to miejsce

Ja poinformowałem swoich przełożonych - tak wczoraj zapewniał szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmund Andrzejczak odpowiadając na pytanie, czy wojsko niedostatecznie wcześnie poinformowało premiera Mateusza Morawieckiego o rakiecie, która spadła w lesie pod Bydgoszczą. W środę premier przyznał, że o sprawie dowiedział się w kwietniu. Wcześniej szef rządu sam powiązał incydent z rakietą z 16 grudnia 2022 roku.

Na pytanie korespondentki RMF FM Katarzyny Szymańskiej-Borginon o to, czy wojsko nie wystarczająco wcześnie poinformowało premiera o rakiecie, gen. Andrzejczak zdziwił się, skąd pochodzą takie informacje. Kilka godzin wcześniej jednak sam premier powiedział na konferencji prasowej, że o przedmiocie znalezionym w lesie pod Bydgoszczą dowiedział się kwietniu.

Ja się dowiedziałem o tym incydencie wtedy, kiedy poinformowałem o tym, czyli to było pod koniec kwietnia. Kilka dni przed końcem kwietnia, w środku tygodnia. Mogę tylko powiedzieć, że według mojej najlepszej wiedzy biegli dokonują pełnych analiz zarówno miejsca zdarzenia jak i przedmiotu zdarzenia. Prokuratura prowadzi śledztwo. Myślę, że minister obrony narodowej pan premier Błaszczak niedługo przedstawi raport w tej sprawie - mówił Mateusz Morawiecki na spotkaniu z dziennikarzami. Oznacza to, że premier o incydencie pod Bydgoszczą dowiedział się cztery miesiące po sprawie.

Gen. Andrzejczak poinformowany o wypowiedzi premiera zapewnił, że on "poinformował swoich przełożonych". Unikał jednak odpowiedzi na pytanie, kiedy dokładnie przekazał informację. Wtedy, kiedy miało to miejsce - stwierdził szef sztabu generalnego. Dopytywany o konkretny termin nie chciał podać żadnej daty. Poczekajmy, aż prokuratura skończy swoje dochodzenie i wtedy będziemy mieli oficjalną wersję. Proszę zapytać pana premiera, pana ministra. Ja robię to, co mam w zakresie swoich obowiązków - mówił.



Opracowanie: