„Ja poinformowałem swoich przełożonych” – zapewnił szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmund Andrzejczak w odpowiedzi na pytanie, czy wojsko niedostatecznie wcześnie poinformowało premiera Mateusza Morawieckiego o rakiecie, która spadła w lesie pod Bydgoszczą. W środę premier przyznał, że o sprawie dowiedział się w kwietniu. Wcześniej szef rządu sam powiązał incydent z rakietą z 16 grudnia 2022 roku.

W środę w kwaterze głównej NATO odbyło się posiedzenie szefów sztabów generalnych 31 państw NATO. Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmund Andrzejczak zdradził, że temat rosyjskiej rakiety, która spadła w lesie niedaleko Bydgoszczy, nie został poruszony na spotkaniu sojuszników.

Na pytanie korespondentki RMF FM Katarzyny Szymańskiej-Borginon o to, czy wojsko nie wystarczająco wcześnie poinformowało premiera o rakiecie, gen. Andrzejczak zdziwił się, skąd pochodzą takie informacje. Kilka godzin wcześniej jednak sam premier powiedział na konferencji prasowej, że o przedmiocie znalezionym w lesie pod Bydgoszczą dowiedział się kwietniu.

Ja się dowiedziałem o tym incydencie wtedy, kiedy poinformowałem o tym, czyli to było pod koniec kwietnia. Kilka dni przed końcem kwietnia, w środku tygodnia. Mogę tylko powiedzieć, że według mojej najlepszej wiedzy biegli dokonują pełnych analiz zarówno miejsca zdarzenia jak i przedmiotu zdarzenia. Prokuratura prowadzi śledztwo. Myślę, że minister obrony narodowej pan premier Błaszczak niedługo przedstawi raport w tej sprawie - mówił Mateusz Morawiecki na spotkaniu z dziennikarzami. Oznacza to, że premier o incydencie pod Bydgoszczą dowiedział się cztery miesiące po sprawie.

Gen. Andrzejczak poinformowany o wypowiedzi premiera zapewnił, że on "poinformował swoich przełożonych". Unikał jednak odpowiedzi na pytanie, kiedy dokładnie przekazał informację. Wtedy, kiedy miało to miejsce - stwierdził szef sztabu generalnego. Dopytywany o konkretny termin nie chciał podać żadnej daty. Poczekajmy, aż prokuratura skończy swoje dochodzenie i wtedy będziemy mieli oficjalną wersję. Proszę zapytać pana premiera, pana ministra. Ja robię to, co mam w zakresie swoich obowiązków - mówił.

Gen. Andrzejczak stwierdził, że w sprawie incydentu w lesie pod Bydgoszczą nie ma sobie "nic do zarzucenia". Pan premier postawił zadania dotyczące całego dochodzenia stosownym osobom. One są upoważnione, kompetentne do tego, żeby udzielać odpowiedzi, nie ja - wskazał.

Jeśli szef sztabu poinformował niezwłocznie o incydencie przełożonych, to jak to się stało, że premier ze sprawą zapoznał się dopiero w kwietniu? O to będziemy pytać w Ministerstwie Obrony Narodowej.

Pod Bydgoszczą spadła rosyjska rakieta Ch-55. Biegli wstępnie potwierdzają

O rakiecie, która spadła w Polsce, wiemy coraz więcej. Dziennikarze RMF FM ujawnili nieoficjalnie, że według wstępnych ustaleń Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych to rosyjski pocisk manewrujący Ch-55 znaleziono pod Bydgoszczą.

Z ustaleń Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych wynika, że pocisk manewrujący Ch-55 najpewniej przyleciał zza naszej wschodniej granicy, bo w polskiej armii nie ma tego uzbrojenia ani na wyposażeniu, ani w magazynach.

To wykluczałoby wersję, która pojawiła się tuż po odnalezieniu szczątków, że pod Bydgoszczą znaleziono rakietę, którą wystrzelono z polskiego poligonu np. podczas ćwiczeń czy testów systemów obrony powietrznej. Nie mamy bowiem ani takich rakiet, ani systemów, które mogłyby je wystrzeliwać.

Obiekt był śledzony nad Polską

W połowie grudnia ubiegłego roku - jak zresztą przyznaje polska armia - Rosjanie przeprowadzili zmasowany ostrzał terytorium Ukrainy. Do ataku wykorzystali między innymi samoloty stacjonujące na Białorusi.

W związku z pojawieniem się w pobliżu natowskiej przestrzeni powietrznej wielozadaniowego bombowca taktycznego Su-34, poderwano samoloty bojowe Sojuszu Północnoatlantyckiego. W trakcie tych działań na radarach naszych służb pojawił się obiekt, który wleciał do Polski znad Białorusi.

Polskie służby śledziły obiekt, ale w okolicach Bydgoszczy straciły go z oczu. Doszło do tego mniej więcej dwa kilometry od miejsca, w którym szczątki rakiety zostały pod koniec kwietnia odnalezione przez przypadkową osobę.

Źródła, z którymi rozmawiali reporterzy RMF FM, twierdzą, że tuż po grudniowym incydencie prowadzono poszukiwania, jednak po niepowodzeniach zaniechano ich między innymi z powodu trudnych warunków atmosferycznych. Przez Polskę przechodził wówczas front z potężnymi śnieżycami.

Wojsko nie powiadomiło prokuratury

Nasi dziennikarze ustalili ponadto, że wojsko - wbrew obowiązkowi - nie powiadomiło prokuratury o naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez niezidentyfikowany obiekt.

Wygląda to tak, jakby polska armia zlekceważyła ten incydent albo chciała go ukryć. Już samo podejrzenie naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej powinno skutkować zawiadomieniem organów ścigania. To do prokuratury należy wyjaśnianie okoliczności każdego nielegalnego przekroczenia granicy czy naruszenia polskiego terytorium.

W grudniu żadne zawiadomienie w tej sprawie nie trafiło do śledczych, a jak ustalili reporterzy RMF FM - postępowanie w tej sprawie wszczęto dopiero pod koniec kwietnia.

Co więcej, śledztwo rozpoczęto po kilku miesiącach i to nie po zawiadomieniu wojskowych, a cywilnych organów. Te z kolei zostały powiadomione o niezidentyfikowanym obiekcie przez przypadkowego świadka.

Na razie prokuratura zakwalifikowała upadek pocisku manewrującego jako spowodowanie zagrożenia dla życia i zdrowia wielu osób. Nie jest jednak wykluczone, że kwalifikacja zostanie teraz rozszerzona.

Reporterzy RMF FM usłyszeli, że możliwe jest między innymi sprawdzanie, czy doszło do niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych lub przekroczenia przez nich uprawnień.

Już na przełomie 2022 r. i 2023 r. polscy wojskowi szukali obiektu, który stracili z oczu w okolicach Bydgoszczy. Nie powiadomili jednak prokuratury, a odpowiednia informacja nie została nawet przesłana do premiera Mateusza Morawieckiego.

Szczątki rakiety w lesie

Pod koniec kwietnia przypadkowa osoba natknęła się w lesie w Zamościu koło Bydgoszczy na szczątki niezidentyfikowanego obiektu. Reporterzy RMF FM jako pierwsi poinformowali, że w lesie został znaleziony pocisk powietrze-ziemia. Nie było śladów eksplozji. 

Dzień po odkryciu znaleziska dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. broni Tomasz Piotrowski poinformował, że "trwają intensywne dochodzenia, sprawdzenia, intensywny dialog między różnego rodzaju instytucjami".

Kilka dni po incydencie Polska zwróciła się do Stanów Zjednoczonych o pomoc w wyjaśnianiu wątpliwości dotyczących incydentu koło Bydgoszczy.