"Liban - nowa beczka z prochem!", "Bejrut pogrąża się w niepewności" - to tytuły z pierwszych stron francuskiej prasy w dniu pogrzebu byłego premiera Libanu. Dwa dni temu Rafik Hariri zginął w zamachu.

Francuska prasa obawia się z jednej strony chaosu w kraju, który stał się symbolem niekończącej się wojny domowej. Z drugiej strony nad Sekwaną rosną obawy przed pochopnymi decyzjami Waszyngtonu, który od dawna oskarża Syrię o wspomaganie terrorystów.

Składając hołd zabitemu Rafikowi Hariri jako żarliwemu bojownikowi niepodległości, Biały Dom wyraźnie zasugerował, że zabiła go Syria, której 14 tysięcy żołnierzy okupuje Liban. Następnie Stany Zjednoczone wezwały swojego ambasadora w Damaszku "na konsultacje". Bush wpadł w gniew i chce ukarać Syrie - ostrzega dziennik "Le Figaro".

Francuzi zawsze ze szczególna uwagą przyglądali się wydarzeniom w Libanie. Niegdyś Bejrut nazywany był Paryżem Wschodu, a kraj – wraz z Syrią – należał do terytorium mandatowego Francji. W 1926 roku został przekształcony w republikę. Dziś pozostaje pod okupacją syryjską.