"Przy wyborze oferty na wakacje nie można kierować się tylko ceną. Chociaż, zbyt niski koszt wyjazdu powinien nam dać do myślenia" - mówi w rozmowie z dziennikarką RMF FM Tomasz Rosset z Polskiej Izby Turystyki. Jak dodaje, trzeba sprawdzić, czy biuro podróży ma gwarancję ubezpieczeniową, bądź bankową.

Agnieszka Burzyńska: Kłopoty biura GTI Travel to początek czarnej serii?

Tomasz Rosset: Nie można tego tak traktować, dlatego, że tak naprawdę firma GTI Travel Polska nie miała problemów finansowych. Jest w tej chwili, można powiedzieć ofiarą problemów spółki - matki, czy też grupy, do której należy. Wiemy, że upadły należące do niej linie lotnicze Sky Airlines. To jest taki efekt domina. Można ubolewać, że dobrze radząca sobie na rynku polskim firma może z niego zniknąć właśnie z uwagi na to, że holding do którego należała nie poradził sobie. 

Ale w tej sytuacji od razu pojawiają się pytania o całą branżę turystyczną. W Krajowym Rejestrze Dłużników jest wpisanych aż 450 biur podróży ze średnim zadłużeniem 20 tysięcy, łączny dług 9 milionów złotych, czyli o 3 miliony więcej niż w ubiegłym roku. Nie wygląda to dobrze.

Nie jest to do końca miarodajne, zwłaszcza, że wiemy, że firmy, które się legitymowały certyfikatem wydawanym przez KRD, czyli rzetelna firma, nie tylko biura turystyczne z rynku znikały. W związku z tym traktujmy to jako pewien element, który można wykorzystać, jeżeli ktoś sobie zażyczy przy sprawdzaniu wiarygodności biura. Ale nie jest to taki element, który ja umieściłbym na pierwszym miejscu.

Ale co ma zrobić pan Kowalski, czy pani Kowalska, gdy idzie do biura, które wydaje mu się, że jest pewne?

Jak się okazuje nie ma pewnych biur.

Ale co zrobić, żeby nie dać się oszukać?

Przede wszystkim przy wyborze oferty nie można kierować się tylko ceną. Dlatego, że to jest taki element, który może być zwodniczy. Trzeba się przyjrzeć przede wszystkim, czy biuro jest wpisane do rejestru, tutaj polecam adres turystyka.gov.pl, czy ma gwarancję ubezpieczeniową, bądź bankową. Innymi słowy, czy biuro działa legalnie. Potem sprawdźmy właśnie, czy te ceny, które oferuje nie odbiegają w jakiś drastyczny sposób od tego co dzieje się na rynku, ponieważ cudów niestety tutaj nie ma.

W ubiegłym roku zbankrutowało 13 biur podróży.

Myślę, że takiej liczby w tym roku nie będzie. Ale, będziemy mogli to ocenić dopiero po zakończeniu sezonu. Pamiętajmy o tym, że zeszły rok dla polskiej turystyki był wyjątkowy, bo trudny. Natomiast biorąc pod uwagę zarówno ilość, jak i procent upadłości w stosunku do liczby zarejestrowanych biur, to my jesteśmy szczęśliwie daleko za innymi krajami Unii Europejskiej.

A co z przepisami? Czy coś się poprawiło? Marszałek województwa prosi o pieniądze z rządu, rząd mówi, że to nie jest sprawa rządu, tylko marszałka województwa, a w ogóle to nie marszałka województwa, bo marszałek województwa też nie musi sprowadzać tych turystów. Jak to jest?

To właśnie pokazuje, że prawo w tym zakresie w Polsce jest jeszcze ułomne. Pierwsza rzecz, to sprawa związana z  tym, o czym pani już wspominała, czyli z ustaleniem, kto jest odpowiedzialny za sprowadzanie turystów do kraju, bo tu występuje luka prawna. Następna rzecz szalenie istotna to kwestia, co robić w sytuacji, gdy zabraknie środków. I to środków nie tylko na zwrot pieniędzy dla turystów, ale właśnie na ściągnięcie ich do kraju. Bo nie powinna to być kwestia działania ratunkowego, ale powinno to być regulowane ustawowo. Dyrektywa unijna pełnego zabezpieczenia turystów, wymaga tego od naszego kraju. 

Odpowiada ten, kto jest organizatorem. Firma odpowiada.

Odpowiada firma, ale pamiętajmy o tym, że tej firmy już nie ma, bo upada. Uruchomiona zostaje gwarancja. Jeżeli ta gwarancja nie wystarczy - no właśnie - tu jest pytanie co wtedy? Trzeba tak zrobić, żeby te gwarancje wystarczyły.