W USA kolejny odcinek wyborczego spektaklu. Po zeszłotygodniowym pojedynku Bush-Kerry - za niecałą dobę w Cleveland przy wspólnym stole usiądą wiceprezydent Dick Cheney i senator John Edwards.

Debaty wiceprezydenckie praktycznie nigdy nie miały większego wpływu na wynik głosowania. I tak będzie prawdopodobnie tym razem. Nie znaczy to jednak, że ta debata nie ma w ogóle znaczenia.

Dick Cheney jest w tej administracji wiceprezydentem o ponadprzeciętnym znaczeniu. Podczas wyborów w roku 2000 był atutem George’a Busha; w ciągu ostatnich czterech lat stał się jednak w opinii znacznej części społeczeństwa prawdziwym czarnym charakterem odpowiedzialnym m.in. za wojnę w Iraku.

Dziś w nocy czeka nas więc starcie dwóch charakterów: Sądzę, że Edwards jest szczery, autentyczny i wygra z Cheney’em swoją osobowością. Moim zdaniem Cheney jest złym, nawet przerażającym człowiekiem - to opinia jednej z demokratek.

Republikanie wolą mówić o Cheney’u, że w przeciwieństwie do Edwardsa zna się na rzeczy. George Bush bardzo potrzebuje, by w telewizyjnej debacie wiceprezydent tę opinie potwierdził.

Wyścig do Białego Domu wkracza do domu przeciętnego Amerykanina

W wielu stanach mijają właśnie terminy rejestracji wyborców. Demokraci w tym roku prowadzą wyjątkowo ożywiona kampanię namawiania wyborców do udziału w głosowaniu, bo wyższa frekwencja zawsze sprzyja kandydatowi tego ugrupowania. Jak się w Ameryce robi się taką kampanię? Posłuchaj relacji korespondenta RMF Grzegorza Jasińskiego, który odwiedził komitet wyborczy w Aleksandrii: