Rzeszowska Prokuratura Rejonowa prowadzi śledztwo dotyczące uprowadzenia biznesmena na zlecenie dwóch innych przedsiębiorców. W sprawę zamieszanych jest dwóch policjantów. Do tej pory zarzuty postawiono ośmiu osobom.

Jak poinformował zastępca szefa rzeszowskiej prokuratury Łukasz Harpula, uprowadzony przedsiębiorca (prokuratura ze względu na jego dobro nie podaje jego personaliów) był najpierw psychiczne zastraszany przez porywaczy, a później przewieziony do notariusza, aby podpisał różne dokumenty. Tam mężczyzna, korzystając z chwilowej nieobecności porywaczy, poprosił na piśmie notariusza o wezwanie policji. Po przyjeździe funkcjonariuszy odzyskał wolność.

Harpula wyjaśnił, że spółka, której prezesem jest porwany biznesmen jest powiązana z dwoma przedsiębiorcami z Rzeszowa Mirosławem M. i Ryszardem P. - zleceniodawcami porwania. Firma miała być dłużna przedsiębiorcom około 41 mln zł.

W śledztwie ustalono, że obaj biznesmeni chcąc odzyskać od mężczyzny swoje pieniądze skontaktowali się ze znajomym księdzem z Warszawy, który z kolei skontaktował ich z przedsiębiorcą z Żyrardowa Rafałem K. Panowie ustalili, że najlepszym sposobem na odzyskanie długu będzie zastraszenie biznesmena, najlepiej przez policjantów - mówił prokurator. Rafał K. poprosił o pomoc w zorganizowaniu akcji znajomego oficera z Komendy Stołecznej Policji Zbigniewa G., a ten zaangażował w sprawę swą znajomą Annę Z., a także prywatnego przedsiębiorcę z Wołomina. Swoją pomoc policjant wycenił na kilkaset tysięcy zł, a kobieta miała te pieniądze odebrać od zleceniodawców. Jednak do zapłaty nie doszło z uwagi na niewykonanie zlecenia - dodał Harpula.

Dzięki Annie Z. do sprawy dołączyli jeszcze: Arkadiusz B., Ireneusz R. i policjant Leszek Z. Wszyscy z Pomorza. Ci trzej mężczyźni oraz Rafał K. we wrześniu br. udając funkcjonariuszy CBŚ uprowadzili biznesmena sprzed przedszkola w Rzeszowie, gdzie mężczyzna odprowadził swoje dziecko. Skuli mężczyznę kajdankami i wywieźli poza miasto. Mieli go tam straszyć więzieniem i konsekwencjami prawnymi, oraz zmuszać do podpisania u notariusza dokumentów, na podstawie których zleceniodawcy mogliby odzyskać swoje pieniądze.

Rzecznik rzeszowskiej policji komisarz Paweł Międlar poinformował, że porywacze nie stosowali wobec porwanego fizycznej przemocy, poza skuciem kajdankami; wywierali na niego presję psychiczną, np. pokazując kaburę z bronią, czy nakładając na dłonie czarne rękawiczki.

Porywcze są podejrzani o pozbawienie wolności uprowadzonego mężczyzny, usiłowanie wymuszenia rozbójniczego, a trzech z nich także o podszywanie się pod policjantów. Pozostałym podejrzanym zarzucono zlecenie całego procederu. Wszystkim grozi do 10 lat więzienia.

Wobec podejrzanych zastosowano poręczenia majątkowe, na łączną sumę około 100 tys. zł, i zakaz opuszczania kraju. Zamieszani w sprawę policjanci zostali zwieszeni w czynnościach. Jeden z nich został też wydalony ze służby, ale odwołał się od tej decyzji.